Pokerowa twarz
Drżąca ręka, pokerowa twarz. I rower. Tak Krzysztof walczy z chorobą Parkinsona
Ostatnio wymyślił sobie, że przejedzie Polskę rowerem – od gór do morza. Akurat trochę się nudził, bo wakacje przerwały jego cykl zajęć z dziećmi w podstawówce w Dobrym Mieście, na których dwa razy w tygodniu opowiadał o swojej chorobie, ale przede wszystkim o tym, że trzeba spełniać marzenia. W telewizji zobaczył film o Laurze Dekker, żeglarce, która w wieku 14 lat samotnie opłynęła świat swoim jachtem. Też tak chciał, ale nie miał umiejętności, a przede wszystkim jachtu. Miał za to rower i przemożną potrzebę, żeby zrobić coś spektakularnego.
Trasę z Krakowa do Gdańska zaplanował na 10 dni – po ok. 100 km dziennie, tak żeby był zapas na nieprzewidziane wypadki. Do roweru, wyposażonego w napęd elektryczny, bo choroba nie pozwoliłaby mu pedałować przez cały czas, podłączył przyczepę elektryczną służąca jako akumulator i dodatkowy napęd. Specjalnie na tę okazję zaprojektował ją dla niego Artur Książek, zaprzyjaźniony konstruktor z Warszawy.
Treningi trwały blisko miesiąc, podczas którego zrobił łącznie 805 km (najwięcej 110 km jednego dnia). Pieniądze na rajd, a szczególnie na noclegi, zasponsorowali mu znajomi przedsiębiorcy. Potrzebny był jeszcze cel, którym mógłby wyjaśnić innym, a zwłaszcza sobie, dlaczego zamierza podjąć taki wysiłek. Znalazł kilka. Po pierwsze – udowodnić ludziom, że nawet z parkinsonem można żyć aktywnie i spełniać swoje marzenia. Po drugie – zmotywować innych parkinsoników do walki o siebie, rodzinę i lepsze jutro. Wreszcie po trzecie – wesprzeć leczenie dwuletniego Jasia Moszczyńskiego, cierpiącego na dysforię mięśniową Duchenne’a – prywatnie wnuczka siostry Krzyśka (kilka lat temu na tę samą chorobę zmarł jego siostrzeniec).
Wszystko było gotowe. 17 sierpnia wyruszył z Krakowa w kierunku Gdańska.