Konie z wozu
Konie z Morskiego Oka ze szlaku trafiają na rzeź. Górale się nie przyznają
Gniady Ali Baba pracował na trasie Palenica Białczańska–Morskie Oko od początku 2012 r. Po trzech latach wozak doszedł do wniosku, że koń był „narowisty i nie nadawał się do pracy w zaprzęgu”. Według oświadczenia fiakra Ali Baba został sprzedany „na gospodarstwo w Bukowinie Tatrzańskiej”. 15 dni po sprzedaży Ali Baba został ubity na mięso. Miał zaledwie 9 lat. Morcek, kiedy trafił do rzeźni, był jeszcze młodszy (7 lat). Na trasie pracował niecały rok. Ubity następnego dnia po sprzedaży. 10-letni Baccardo miał być „agresywny w obejściu” i po 5 miesiącach pracy na trasie fiakier deklarował, że konia sprzedał do użytku w okolice Nowego Sącza. Jednak Baccardo trafił do rzeźni dokładnie w dniu, w którym został sprzedany przez fiakra.
Losy tych i wielu innych koni, wykonujących pracę ponad siły na trasie do Morskiego Oka, przedstawia raport Fundacji Międzynarodowy Ruch na rzecz Zwierząt Viva!, który podsumowuje 10 lat walki aktywistów fundacji o likwidację tego transportu. W ciągu 10 lat (od 2012 do 2022 r.) 712 koni zostało wycofanych z pracy na trasie do Morskiego Oka. Pracowały na niej średnio tylko 36 miesięcy. Z tych, które już nie mogły podołać, 433 (61 proc.) trafiło na rzeźnicze haki. 23 konie zmarły i zostały poddane utylizacji. Nie żyje zatem 456 koni, czyli 64 proc. z tych, które zostały wycofane z pracy. 17 koni wykupiły od fiakrów organizacje społeczne, ratując je przed ubojem. – Był kiedyś w regulaminie TPN taki punkt, że jak wozak chce sprzedać konia do rzeźni, to organizacje mają prawo pierwokupu – mówi Anna Plaszczyk z Vivy!, która od 10 lat zajmuje się końmi z Morskiego Oka, jedna z głównych autorek raportu. – Ale górale nie przyznawali się, że sprzedają konie na mięso, korzystali z pośredników.