Rozmowy przy wyplataniu koszyków
Koronkarstwo, rusznikarstwo, snycerstwo. Tak, zapomniane rzemiosła wracają do łask
Chętnych było niemal 300 osób, ale miejsc starczyło tylko dla 30. Drugie tyle to wolni słuchacze – przychodzą, chociaż wiedzą, że nie dostaną na koniec żadnego certyfikatu. Jest tu inżynier, stolarz oraz programistka, są emerytki, pracownice banków i biur nieruchomości. Niby istnieją w Polsce szkoły branżowe, dawne zawodówki, ale tam dla młodych niepełnoletnich oferta nauczanych profesji jest ograniczona, a przy tym dość standardowa i przewidywalna: murarz-tynkarz, fryzjer, elektryk, lakiernik, cukiernik. A czy ktoś jeszcze wie, czym się zajmuje rusznikarz?
Jerzy Wałga wciąż pamięta ten moment, gdy jako 12-letni chłopiec zobaczył ją wiszącą na ścianie w muzeum. To była miłość od pierwszego spojrzenia. Cieszynka – ozdobna broń czarnoprochowa, wytwarzana od XVI w., używana do polowań na ptactwo siedzące, są nawet na jej temat wzmianki w „Panu Tadeuszu”. To dla cieszynki Wałga zdobył tytuły mistrza ślusarstwa narzędziowego i mistrza obróbki cieplnej, a potem pod okiem starych cieszyńskich rusznikarzy, czyli rzemieślników wytwarzających broń, wyuczył się grawerowania, inkrustacji zdobień z masy perłowej i z rogu jelenia, stolarki, konstruowania zamka kołowego, w sumie umiejętności z siedmiu różnych zawodów, bo tyle mniej więcej potrzeba, żeby zrobić cieszynkę.
W latach 80. myślał, że nic już z tego nie będzie – nikt nie miał wtedy głowy ani pieniędzy do zamawiania wyrafinowanej broni. Zamiast ukochanych cieszynek Wałga naprawiał więc wiązania narciarskie, w ten sposób jakoś dotrwał do lat 90., gdy koniunktura powoli zaczęła wracać.
I tak robi cieszynki już ponad 60 lat, jedną przez jakieś cztery miesiące, maksymalnie trzy sztuki rocznie. Czas oczekiwania dla zamawiających – z Polski, Czech, Niemiec aż po Stany Zjednoczone – wynosi u niego obecnie dwa lata.