Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Społeczeństwo

Za psa wyrok

Czy człowiek mordujący psa zasługuje na karę śmierci? Daniela zabili, ciało zostawili w lesie

Na wsiach mają do psów podejście różne, i kiedy pies biegał samopas, to któregoś świtu powrócił charczący, z poderżniętym gardłem. Na wsiach mają do psów podejście różne, i kiedy pies biegał samopas, to któregoś świtu powrócił charczący, z poderżniętym gardłem. Patryk Sroczyński
Justyna długo nie przyznawała się do winy. W swoim świecie sama była sądem, we własnym przekonaniu wymierzyła sprawiedliwą sprawiedliwość – życie za życie.

Denis był psem. Daniel człowiekiem, ale potem mówili o nim różnie. Była jeszcze piękna Justyna i jej konkubent Krzysztof, starszy o 22 lata, były policjant, czyli też pies. Ten pies, takie wspomnienie pozostawił po sobie w Wierzchowiskach. A wszystko, co ich spotkało, wszystko razem wzięte, można nazwać romansem.

Niebiesko

Najpierw widzi się piękno. Wieś leży na wzgórzach, okna patrzą w dolinę, na drogę, rzekę i białą wieżę kościoła. Ściągają miastowi, wpadają w zachwyt, budują się. Była na sprzedaż czyjaś ojcowizna, drewniana chałupa, dwie stodoły, kawałek pola. Justyna i Krzysztof, zakochani, znaleźli sobie to miejsce. Ona miała wtedy 26 lat. On dla niej rzucił rodzinę. Sytuacja się powikłała, musieli wyjechać z rodzinnych wsi. Fantazji starczyło na kilkadziesiąt kilometrów, do Wierzchowisk Pierwszych. Dom stoi tak, że nie prowadzi do niego żadna droga, dojazd przez pola. Prócz tego Krzysztof odgrodził działkę od wsi betonem, na furtce zawiesił tabliczkę z rysunkowym psem i pistoletem. I aforyzmem: „Jeśli on cię nie zagryzie, to ja cię zastrzelę”.

Tam sobie żyli we dwoje, z psami i królikami, pijąc wódkę, widując jedynie wybranych.

Daniel, sąsiad zakochanych, leżał w dole na skraju lasu, owinięty w czerwony chodnik, z twarzą tak potrzaskaną, że właściwie jej nie miał. Wieczorem jechała przez wieś procesja niebiesko migających radiowozów, drogą na wzgórze, a podsklepowi od razu wyczuli: coś się stało u psa. I rozeszli się cicho, żeby nikt ich nie ciągał po komisariatach.

Uciekamy! – potrząsał szwagrem Gołębiarz na widok niebieskiego światła. Siedzieli na przystanku autobusowym. Ale szwagier się nie poruszył, miał już za ciężkie ciało. Więc tylko siedzieli jak urzeczeni, czekając, co wyniknie, biegł z góry ktoś i poinformował, że Daniela zabili.

Polityka 16.2024 (3460) z dnia 09.04.2024; Społeczeństwo; s. 30
Oryginalny tytuł tekstu: "Za psa wyrok"
Reklama