Piekło kusi pracą
Nie ma bezpiecznej prostytucji ani „pracy seksualnej”. Polek w tej branży przybywa
MARTYNA BUNDA: – W ośrodku pomocy, który prowadzi pani w Duisburgu, jest coraz więcej Polek.
JOANNA OSTROWICKI: – W ostatnim roku było 38 kobiet z Polski, niemal dwukrotnie więcej niż w poprzednich latach. I ponad 100 z innych krajów. W tym czasie przez wszystkie nasze ośrodki w różnych częściach Niemiec przewinęło się ponad 2,5 tys. kobiet. A zjawisko jakby przybierało na sile. Tylko w styczniu i lutym miałam 18 nowych zgłoszeń od Polek.
To przypadki kobiet zmuszanych do prostytucji?
W zdecydowanej większości. SOLWODI, czyli sieć, w ramach której działa nasz ośrodek, specjalizuje się właśnie w pomocy ofiarom handlu ludźmi. W praktyce pracujemy najczęściej z imigrantkami i współdziałamy w tym zakresie z policją i służbami publicznymi. Jeśli w grę wchodzi przymusowa prostytucja, jesteśmy zobligowani do pomocy, mamy narzędzia i wiedzę. Ale w miarę możliwości wspieramy też osoby, które chcą np. wyrwać się z patologicznych relacji, w których są ofiarami przemocy. W Niemczech sieć wsparcia dla ofiar przemocy w rodzinie jest bardzo rozwinięta, ale żeby zgłosić się po pomoc, trzeba znać niemiecki. Dlatego nierzadko zdarza się, że odbieramy telefon od imigrantki, która prosi jedynie o pomoc w załatwieniu miejsca w żłobku, i od słowa do słowa okazuje się, że próbuje uporządkować swoje życie i odzyskać poczucie bezpieczeństwa. Wtedy też nie pozostajemy bezczynni.
Co znamienne, coraz częściej trafiają do nas osoby niepełnoletnie; a w tej kategorii osobna grupa to ofiary przymusowych małżeństw, choć zwykle nie dotyczy to Polek. Zdarzają się też rodzice, którzy poszukują kontaktu z córkami, mają podejrzenia, że niepełnoletnie dziecko trafiło w sieć przymusowej prostytucji i nierzadko te podejrzenia są słuszne.