Wściekły pies
Jak się w Polsce pije i sprzedaje picie. Zdradza Ryszard, alkoholik z branży alkoholowej
JULIUSZ ĆWIELUCH: – Pański ojciec ostro pił?
RYSZARD: – Kiedyś odpowiedziałbym na to pytanie, że ojciec pije jak inni ojcowie moich kolegów. No, może odrobinę więcej, bo całe życie przepracował w branży budowlanej, wydawał różnego rodzaju pozwolenia, jakieś kwity administracyjne. I ludzie, jak się chcieli rewanżować, to co dawali? No oczywiście alkohol. Pani nauczycielce bombonierkę, panu inżynierowi flaszkę. To picie mamy tak głęboko zaszyte kulturowo, że przez lata nikt tego nawet nie zauważał. No i mój ojciec też różnych rzeczy w swoim zachowaniu nie zauważał.
A pan je zauważał?
Z czasem się zorientowałem, że jak trzeba go poprosić, żeby mnie gdzieś podrzucił albo coś mi przewiózł, to tak mniej więcej do godz. 13 jest to w miarę bezpieczne. A później groźne dla obydwu stron i lepiej nie prosić. Wychowywałem się w cieniu jego alkoholizmu. To picie było częścią naszego domu. Tak jakby jeden domownik więcej. I myśmy się z tym wszyscy w domu pogodzili i nauczyli z tym żyć. Tyle że nie da się pić bez konsekwencji. U ojca to się skończyło delirium i hospitalizacją w szpitalu psychiatrycznym. Co go chyba na tyle przestraszyło, że od pół roku nie pije. I jest to najdłuższa przerwa w piciu w jego długim życiu. Dla mnie ta historia też była ostrzeżeniem.
A pan chodzi z ojcem na te spotkania AA czy tak naprawdę ze sobą?
Tak naprawdę, to kiedy jechałem na spotkanie z panem, pytałem sam siebie: co ty, Rychu, chcesz osiągnąć, kogo chcesz oszukać? Nie ma takiego mydła, które zmyje twoje grzechy. A druga część mnie mówiła: Rychu, ty sobie nie rób wyrzutów, bo na siłę ludziom w gardła nie lałeś. Sami pili. Tyle że ja już za dużo w życiu widziałem, żeby móc się tak oszukiwać. Ja w tej branży jestem od skończenia studiów i siedzę wystarczająco długo, żeby nie mieć złudzeń.