Chłopki 2025
Chłopki 2025. Sprawdzamy, po co kobiety zostają dziś na wsi. Patriarchat kontra „zrób to sama”
Wronczyn, mała wieś w Wielkopolsce. Trzystu mieszkańców, trzy ulice, sklep Żabka. A w niej piec, który w niedzielę pracuje non stop. Pierwsi klienci przychodzą przed dziewiątą, po hot dogi dla dzieci na śniadanie, a po mszy w pobliskim Modrzu drzwi w Żabce przestają się zamykać. Od tego momentu dania obiadowe – spaghetti, kuchnię polską, pierogi, potem pizzę – trzeba dokładać do lodówki do samego wieczora.
Pani B., urodzona w tej wsi, podobnie jak matka i babka, mówi, że przy tych cenach nie opłaca się gotować w domu. Zresztą po co, dzieci i tak wolą tacki z Żabki, a na tackach wedle tego, co czyta na opakowaniach, jest pożywienie zbilansowane i zdrowe. Stołowanie się w Żabce dobrze świadczy o statusie rodziny – nie każdego stać. Poza tym codzienne gotowanie to dla pani B., podobnie jak dla koleżanek, symbol uwiązania. Już lepiej spędzić ten czas na oglądaniu filmów na Netflixie albo robieniu czegoś w domu.
Brak jest badań mówiących, w ilu wiejskich domach wciąż samemu gotuje się codziennie i czy podaje się tam mityczny niedzielny obiad, wiadomo jednak, że niegdysiejszy żelazny punkt na liście kobiecych obowiązków na naszych oczach odszedł w niebyt. Nawet w takich wsiach jak Wronczyn, niewielkich i rolniczych.
Używając nomenklatury socjologów – we wsiach typu pierwszego, czyli „z dominacją tradycyjnego rolnictwa”. Bowiem sama wieś – a z nią jej mieszkańcy – zmieniła się równie mocno, jak zwyczaje kulinarne Polaków. A przede wszystkim wieś się różnicuje. O ile bowiem miasta to względnie powtarzalny model (nie licząc historycznych zaszłości), o tyle nie ma jednej typowej polskiej wsi. Miasto wedle kategorii demograficznych liczy zawsze ponad 2 tys. mieszkańców i ma miejską strukturę: rynek bądź centralny plac, chodniki, odpowiedni dochód na mieszkańca.