Bomba kolagenowa
Kolagen: hit czy kit? Na stawy, na skórę, dla urody. Polacy biorą, choć „trochę czuć rybę”
Wystarczy wpisać w wyszukiwarkę słowo „kolagen” i sztuczna inteligencja podpowiada definicję tego białka będącego głównym składnikiem tkanki łącznej w organizmie: to budulec skóry, kości, chrząstek, ścięgien, więzadeł, naczyń krwionośnych i innych tkanek, w sumie ok. 30 proc. wszystkich białek w ciele. Czytelnik dowie się, że są trzy typy kolagenu, wyszukiwarka podrzuci mu też reklamy konkretnych preparatów i podpowie najczęściej zadawane pytania. Chcemy się dowiedzieć, co nam daje przyjmowanie kolagenu, po czym poznać, że brakuje go w organizmie, i kto właściwie powinien go brać. Okazuje się też, że kolagen może być „czysty”, z dodatkiem witamin, kwasu hialuronowego, mikroelementów, np. krzemu. Może być rybi, wieprzowy, wołowy, drobiowy lub z błony skorupki jajka, więc zdecydowanie nie jest to produkt wegański. Do picia – w płynie lub w proszku. Ale też w tabletkach. W opakowaniach mniejszych, większych, w saszetkach, butelkach, w postaci jednorazowych shotów. Ceny? Od 2 zł za jeden shot do blisko 400 zł za puszkę 450 g proszku na 30 dni.
Czytaj też: Kwas dla mas, czyli światowa historia cytrusów
Moda i biznes?
Dermatolog i specjalistka medycyny estetycznej dr Katarzyna Osipowicz przyznaje, że wzrost zainteresowania suplementacją kolagenu to zjawisko obserwowane globalnie – szczególnie u osób aktywnych fizycznie, takich jak biegacze, oraz wśród pacjentów i konsumentów dbających o kondycję skóry. – Moda ta przyszła do Europy i USA głównie z krajów Azji Wschodniej, zwłaszcza Japonii i Korei, gdzie kolagen od lat stanowi integralny składnik suplementów diety, kosmetyków i żywności funkcjonalnej.