Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Społeczeństwo

Śmierć na baczność

Wraca tajemnicza zbrodnia sprzed 21 lat. Ktoś musiał ich podpalić. „Krewni dziwnie nie dopytują”

Spalony samochód, w którym odnaleziono zwłoki
Zdzisława i Haliny B. Zdjęcie z archiwum policji Spalony samochód, w którym odnaleziono zwłoki Zdzisława i Haliny B. Zdjęcie z archiwum policji Archiwum Policji
21 lat temu para ludzi spłonęła w samochodzie. Ich śmierć początkowo uznano za samobójstwo. Potem umorzono śledztwo z braku dowodów winy. Czy tajemniczą sprawę da się jeszcze rozwikłać po ponad dwóch dekadach?

Zdzisława i Halinę B. rozpoznano po oznaczeniach auta. Zwłoki nie nadawały się do identyfikacji, bo ich objętość skurczyła się do 20 proc. (jak później wyliczy ekspert). Skoda Favorit też była doszczętnie spalona, ale synowie państwa B. i Wiesław (brat Zdzisława) nie mieli wątpliwości, że to ich samochód. Odnaleźli go w lesie w połowie drogi między Włocinem Kolonią, gdzie mieszkali B., a Jamnicami, gdzie nadal mieszka Wiesław. Według synów B. mieli jechać do niego w odwiedziny. To pogranicze Łódzkiego i Wielkopolski, asfaltem 18 km, lasem tylko 6. Z Wiesławem przedzieramy się w to miejsce przez łachy piasku. Wtedy sypał śnieg. – Mech poplamiło aluminium wytopione z samochodu, sosna obok osmoliła się do wierzchołka – wspomina.

Jakimś cudem ta sosna się uchowała. Jest roślejsza, z Jezusem na krzyżu i wyblakłą Marią w ramce wciąż przypomina dramat z 9 lutego 2004 r. Śledztwo w tej sprawie umorzono już dwa razy. Za pierwszym razem uznano, że doszło do nieszczęśliwego wypadku. Za drugim z braku dowodów winy tych, których wskazało wielkopolskie archiwum X. – To był rzadko spotykany bestialski mord. W chwili podpalenia ofiary jeszcze żyły – mówi jego szef podinsp. Robert (nazwiska nie ujawnia ze względów bezpieczeństwa). Prowadził drugie śledztwo. Formalnie zagadka zbrodni pozostaje nierozwikłana, ale on uważa, że jest inaczej.

Ktoś musiał ich podpalić

Ekipa poznańskiego archiwum X (czyli Sekcji Przestępstw Niewykrytych Wydziału Dochodzeniowo-Śledczego Komendy Wojewódzkiej Policji) przyjrzała się temu w 2018 r. Już wstępna analiza wskazywała, że w wersji o nieszczęśliwym wypadku nic się nie klei. Według biegłych z 2004 r. B. sami zaprószyli ogień, miało też dojść do zapłonu bimbru w bagażniku, a to za sprawą uszkodzonego tłumika, który przepalił blachę.

Polityka 35.2025 (3529) z dnia 26.08.2025; Społeczeństwo; s. 34
Oryginalny tytuł tekstu: "Śmierć na baczność"
Reklama