Rodzina na swoim
Związki po nowemu? Opór jest ogromny. Wystarczy wzmianka o rodzinie i polityczna burza gotowa
Ustawa o związkach partnerskich została wstępnie wynegocjowana. Sekretarz stanu w Kancelarii Premiera Katarzyna Kotula ogłosiła to jako sukces: udało się osiągnąć trudne porozumienie pomiędzy PSL a Koalicją Obywatelską. Zważywszy na konserwatywne podejście ludowców do rodziny oraz ich deklarowane głośno zastrzeżenia do projektu, to i tak sporo, choć ten projekt już budzi krytykę zainteresowanych środowisk jako kunktatorski i daleki od obietnic z kampanii wyborczej.
W ramach wewnątrzrządowego porozumienia na początek zmieniono nazwę ustawy, zastępując „związki partnerskie” „osobą najbliższą”. Z pierwotnie planowanych zapisów zostały podstawowe sprawy – po notarialnym potwierdzeniu „statusu osoby najbliższej” rejestrujący się zyskają możliwość dowiadywania się o stanie zdrowia bez przeszkód; prawo do organizacji pogrzebu (i zasiłku); do dziedziczenia jak rodzina. Otworzy się możliwość ustanowienia wspólnoty majątkowej – kupna domu czy wzięcia kredytu. Wreszcie rozliczania się wspólnie z podatków. Możliwe będą też alimenty po rozstaniu – ale tylko w wyniku porozumienia stron, a nie jak dla małżeństw, z mocy prawa.
Tymczasem z Kancelarii Prezydenta już słychać lekceważące komentarze, że z powodu tego „bubla prawnego” dwóch sąsiadów, Kazek z Józkiem, będzie się rejestrować jako osoby najbliższe, żeby zaoszczędzić na podatkach. Jakby nie istniały miliony osób pozostających w stałych, bliskich, ale nieformalnych relacjach z osobą innej lub tej samej płci. Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu wielokrotnie zwracał Polsce uwagę, że te sprawy trzeba uregulować, bo brak przepisów jest najczystszą formą łamania praw człowieka. Nie wiadomo jeszcze, co zrobi prezydent Nawrocki, choć prezes PiS już dał wytyczne, pisząc, że projekt rządowy jest sprzeczny z konstytucją, a Paweł Szefernaker, szef gabinetu Karola Nawrockiego, dodał, że „prezydent nie zgodzi się, by budować alternatywę dla małżeństwa”.