Zapomniałem, co chciałem
Wczesna demencja? Coraz więcej młodych ma kłopoty z pamięcią. Lepiej tego nie lekceważyć
Iwona Paszenda, 47-letnia matka dwójki dzieci, umówiła się na teleporadę z psychiatrą, u którego leczy się z powodu bezsenności. W mieszkaniu z małym metrażem, w którym – jak żartuje – pozostali domownicy, czyli mąż, nastoletni syn i córka, zachowują się, jakby mieli ADHD, jedyną oazę spokoju znalazła w łazience. Rozmowa toczyła się gładko: przedłużenie recepty na leki, rutynowe pytania o skutki uboczne, aż lekarz rzucił: „Czy w czymś jeszcze potrzebowałaby pani pomocy?”.
Iwona zamarła. „Tak, tak, panie doktorze, jest coś takiego” – powtarzała, grzebiąc w pamięci. – Wiedziałam, że muszę o coś arcyważnego zapytać, ale nie umiałam sobie tego przypomnieć – wyznaje. Odłożyła słuchawkę i dopiero po pewnym czasie doznała olśnienia: przecież miała zapytać o swoją coraz gorszą pamięć! To nie był incydent, lecz symptom czegoś głębszego, co Iwona odczuwa od lat i co nasiliło się po narodzinach dzieci – syna 15 lat temu, córki 11. Już w wieku 27 lat po zarwanej nocy następnego dnia nie pamiętała, co ma zrobić; dziś myśli trzytorowo: rozmowa tu i teraz, odbiór dziecka z zajęć, plan na resztę dnia. Na zakupy chodzi z kartką, ale zapomina na nią zerknąć, a w pandemii złapała się na otwieraniu Google bez celu. Wyjazd grupowy do Stanów Zjednoczonych zamienił ją w niewolnika WhatsAppa – sprawdzała grupę non stop, choć kiedyś sama karciła innych za telefony. – To przeszkadza w życiu – mówi – bo wszystko cierpi: praca, relacje, nawet żarty, które kiedyś łapałam w locie.
Te drobne luki nie są dramatyczne, ale się kumulują: zapomina o ważnych wydarzeniach sprzed lat; wystąpienia publiczne ratuje tylko kartka z punktami, bo inaczej rozproszenie bierze górę. Iwona łączy to z macierzyństwem i przebodźcowaniem, ale w głębi duszy boi się, że to przedsionek czegoś gorszego – otępienia, które czai się za rogiem czterdziestki.