Gdy w czerwcu 2006 r. reporterzy „Polityki” i przedstawiciele organizacji działających w obronie zwierząt odnaleźli szczątki kilkudziesięciu psów i kotów, zagrzebanych tuż za ogrodzeniem schroniska w Krzyczkach na Mazowszu, policja wyprowadziła stamtąd w kajdankach Zdzisława Lacha, prezesa Fundacji Eko-Fauna i właściciela przytułku. Zagrzebywanie psich zwłok (co narusza przepisy sanitarne – zwierzęta domowe w Polsce powinny być utylizowane, czyli kremowane, albo chowane na specjalnych cmentarzach) potraktowano jako dowód, że schronisko ma coś do ukrycia. Że zbyt wiele zwierząt zbyt szybko traci tam życie.
Na podstawie przesłuchań świadków prokuratura postawiła prezesowi oraz ówczesnej dyrektorce schroniska Annie Czeredys zarzuty o znęcanie się nad zwierzętami i fałszowanie dokumentacji. W grudniu 2007 r. w Pułtusku rozpoczął się proces w tej sprawie. Schronisko działa jednak dalej. W ciągu ostatnich 9 miesięcy Krzyczki dostarczyły do zbiornicy w Siedlcach 5 ton padliny.
5 tys. kg to ok. 500 dużych lub 1 tys. małych zwierząt. Rocznie do schroniska trafia ok. 700 bezdomnych psów i kotów. (Rekord padł w 2005 r. – ponad 1 tys.; schronisko przeznaczone jest dla 160 zwierząt, obecnie jest ich tam ok. 400). To oznacza, że wszystkie idą już nie do piachu, ale do Zbiornicy Skórzec. Za przyjęcie jednego zwierzaka Fundacja Eko-Fauna dostaje od gmin, z którymi ma podpisane umowy, od 700 do 900 zł. Za oddanie martwego psa do utylizacji płaci ok. 4–8 zł. Podwarszawskie gminy wydają na rozwiązanie problemu bezdomnych zwierząt ok. 50 tys. zł rocznie. Nie udało się ustalić, z iloma gminami schronisko Eko-Fauna ma podpisane umowy.