Społeczeństwo

Obsessja ****

Adres: Warszawa, ul. Sulkiewicza 11

Kolejny lokal z dzisiejszego odcinka to też „pączek". Obsessja, mieszcząca się niemal vis à vis ambasady Rosji, tuż obok hotelu Belwederskiego i pod murem ogradzającym rządowe osiedle Parkowa, jest bowiem konsekwencją powodzenia świetnej (dawno przez nas opisanej) Kuźni Smaku z ul. Mazowieckiej. Mając w pamięci smaki Kuźni baliśmy się nieco, że jej córka może mieć kłopoty z dorównaniem matce. Spotkał nas na szczęście przyjemny zawód. Obsessja absolutnie dorównuje lokalowi z Mazowieckiej. Jest (na oko) trochę większa, nieźle umeblowana i ozdobiona. Młoda załoga zapewne szybko dorówna starszym kolegom z Kuźni, na razie jest wyraźnie stremowana, choć sympatyczna, opiekuńcza, acz bez zbędnej natarczywości, i służy wszelkimi dostępnymi informacjami.

Karta dań średnio obfita, ale słusznie, bo restauracja, która stawia dopiero pierwsze kroki na warszawskim rynku, musi dłużej popracować, by zdobyć większą rzeszę klientów. A wyrzucanie przeterminowanych produktów przyprawia o ból serca i menedżera, i kucharza.

Tym razem pominęliśmy przekąski, choć kusiły i te zimne, i te gorące. Zaczęliśmy od zup. Krem szparagowy i rakowa (po 16 i 19 zł) były wspaniałe. Ta pierwsza ze świeżych szparagów, bo właśnie trwa sezon tych przesmacznych jarzyn, była aromatyczna i o jedwabistej konsystencji. Rakowa zaś zawierała sporą ilość szyjek, czyli mięsa z raczych ogonów. Jej smak, aromatyzowany świeżym koperkiem, był złamany odrobiną ostrości. Taką zupę zapewne robiła Lucyna Ćwierczakiewiczowa - postrach wszystkich przekupek i kucharzy XIX-wiecznej Warszawy, autorka dziesiątek książek i rubryk kulinarnych w magazynach mód.

Do dań drugich zamówiliśmy jeden wspólny (prawda, że wielki) talerz endywii z mozzarellą i pieczonymi warzywami. Tu wyróżniały się smakiem suszone, marynowane w oliwie pomidory i świeżutkie kulki mozzarelli. Turbot z borowikami (29 zł) był doskonały. Ta ryba, uwieczniona przez Güntera Grassa w książce zatytułowanej właśnie „Turbot", jest przysmakiem, ale tylko, jeśli trafi w ręce profesjonalisty. Tak właśnie było tym razem. Z mięs zaaplikowaliśmy sobie comber jagnięcy w rozmarynie na puree z bakłażana (44 zł). I to był także szczyt smakowego wyrafinowania. Dobrze, i nie za długo, marynowane kotleciki baranie, pełne zapachu rozmarynu, były soczyste i miękkie. Ich zdecydowany smak łagodziło delikatne, wręcz subtelne purée. Razem, na zasadzie kontrastu, jagnięcina i krem bakłażanowy stanowiły rozkoszny melanż.

Na deser, jak i przy sałacie, zamówiliśmy wspólną porcję lodowego parfait z czekoladą. Do tego - by złagodzić nadmierną, a przewidywaną słodycz - espresso, do którego nie wsypaliśmy ani grama cukru. To godna polecenia metoda dla tych, którzy nie są nadmiernymi słodkolubami. Naszym zdaniem ten rejon Warszawy zyskał kolejny punkt wart bywania.

Reklama

Czytaj także

null
Kultura

Czytamy i oceniamy nowego Wiedźmina. A Sapkowski pióra nie odkłada. „Pisanie trwa nieprzerwanie”

Andrzej Sapkowski nie odkładał pióra i po dekadzie wydawniczego milczenia publikuje nową powieść o wiedźminie Geralcie. Zapowiada też, że „Rozdroże kruków” to nie jest jego ostatnie słowo.

Marcin Zwierzchowski
26.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną