Dlatego ze zrozumieniem należy odnotować decyzję prokuratury w Zabrzu o umorzeniu śledztwa w sprawie hucznej, neonazistowskiej imprezy na Śląsku, podczas której działacze Młodzieży Wszechpolskiej bawili się wokół wielkiej płonącej swastyki, wznosili okrzyki „Sieg Heil” i śpiewali wesołe piosenki (m.in. „Stań i bij, w ten obłudny żydowski ryj”). Fragmenty zabawy zostały sfilmowane, a następnie rozpowszechnione.
Prokuratorzy wszczęli śledztwo w sprawie ekscesu szybko i stanowczo, niestety, jak donosi „Dziennik”, zamknęli je po przeprowadzeniu na miejscu zdarzenia eksperymentu audiowizualnego, który ponad wszelką wątpliwość pozwolił ustalić, że impreza miała charakter prywatny. Uzyskano niezbite dowody, że wznoszone okrzyki nie mogły na szczęście dotrzeć do najbliższego skupiska ludzkiego, żadne zaś osoby postronne nie miały możliwości zobaczyć, co się na imprezie dzieje.
– Prywatnie powiem panu, że sami uczestnicy prawie w ogóle nie słyszeli siebie nawzajem, niektórzy mieli także poważne kłopoty z widzeniem, co niewątpliwie przemawia na ich korzyść – twierdzi anonimowo jeden z prokuratorów.
Nasz rozmówca potwierdza, że na imprezie było obecne szerokie grono osób, ale, jak ustalono, nie na tyle szerokie, aby impreza mogła być uznana za publiczną. Na twardych dyskach uczestników imprezy odnaleziono co prawda materiały faszystowskie, ale niestety były to dyski prywatne.
A gdyby znaleźli się jacyś naoczni świadkowie tych ekscesów i zeznali, co widzieli?
– Szczerze mówiąc, powinni zdawać sobie sprawę z tego, nie mogli tam być, bo była to impreza prywatna.
No, ale jeśli przypadkiem by byli?
Nasz rozmówca rozkłada bezradnie ręce:
– W takim wypadku prokuratura musiałaby zarządzić eksperyment, który odpowiedziałby na pytanie, w jaki sposób świadkowie ci usłyszeli to, co usłyszeli, i czy na pewno nic im się nie przywidziało.
Jego zdaniem należałoby także wyjaśnić, po co w ogóle tam przyszli i czy nie było to przypadkiem bezprawne wtargnięcie na prywatną imprezę.