Gdy Jadzia strzyże Bogusia, swojego cywilnego męża, on siada nagi na taborecie, żeby nie roznosić potem po kawalerce kłaków na ubraniu. Jadzia, kościelna żona innego mężczyzny, dotyka jego karku... Różaniec. Jest zawsze w zasięgu palców, żeby ujarzmić demona cielesności. Ksiądz mówi Bogusiowi: – Weź wtedy różaniec i klep na siłę, tak jakbyś strzelał słowami z karabinu. Więc Boguś zaklepuje myśli paciorkami. Na przykład myśli o zapachu kobiety – coś jakby zapach pudrowej szminki. Pół roku temu Jadzia pielęgnowała Bogusia po operacji biodra. Wybaczała sobie w myślach: – Przecież pielęgniarka też robi przy chorym najintymniejsze rzeczy. Trudno powstrzymać się od grzechu cudzołóstwa z Jadźką, patrząc na jej pudrowe usta, talię osy, oczy niebieskie. Seks jest przywilejem ślubnych, ślub – jakby Bożą autoryzacją. Cywilny Jadźki i Bogusia w prawie kanonicznym przypieczętował grzech śmiertelny – cudzołóstwo. Ostatni raz zgrzeszyli trzy lata temu.
Eden
Pierwszy kościelny mąż Jadźki dziecko zrobił jej w liceum. Babka mówiła: – To nic, że nie kocha, bierz ślub, twojej miłości starczy na dwoje. Kupili 25-hektarowe gospodarstwo we wsi przy wschodniej granicy. Dla niej to był eden, choć wodę trzeba było nosić, żeby pokąpać trzy córki. Szli w pole zawsze razem. On po pracach polowych kładł się na podłodze wyprostować plecy, ona brała się za dom. Minęło siedem lat i skończył się eden, jak przyszła reforma Balcerowicza. On pojechał do Danii zarobić na kredyty i wrócił odmieniony: że nie będzie zasuwał, że w Danii to ludzie żyją, a w Krasnołące co? Zostawił Jadźkę i pojechał rozejrzeć się za życiem, a w Krasnołące nastało zimno i głód.