Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Społeczeństwo

Piastowskie numery

W zeszłym tygodniu głośny stał się przypadek przedsiębiorczego europosła Jana Masiela (44), który intensywnie wykorzystuje unijne środki przeznaczone na organizację swojego biura, aby w oparciu o nie dynamicznie się rozwijać.

Finansowy sukces Masiel zawdzięcza m.in. umiejętnemu inwestowaniu w gospodarkę rodzinną (od 2004 r. jego żona otrzymuje 2 tys. euro miesięcznie jako jego asystentka). Ale europoseł na rodzinie nie poprzestaje. W pewnym momencie jego finansowa działalność osiągnęła taką skalę, że zmuszony był zatrudnić następnych asystentów. Jak się okazuje – fikcyjnych, gdyż Masiel ufał im bardziej niż zwykłym asystentom, których człowiek nigdy nie może być pewien. Każdemu z asystentów Masiel zapewnił pensję i po 1500 euro miesięcznie na dojazdy do Brukseli. Dojazdy były również fikcyjne, czemu trudno się dziwić, gdyż asystenci, na stałe przebywajacy w Budzyniu w Wielkopolsce, z realnymi dojazdami do Brukseli mieliby kłopot, zresztą nie byli tam potrzebni, bo przecież był tam już europoseł Masiel i jego żona.

W zamian za to, że asystenci nie musieli jeździć do Brukseli, większą część otrzymywanych pieniędzy zwracali zatrudniającemu ich europosłowi, co wydaje się rozwiązaniem sprawiedliwym.

Mający określone polityczne ambicje Masiel za unijne pieniądze starał się także wspierać mało znane Stronnictwo Piast, którego przypadkowo sam jest prominentnym członkiem. W styczniu – chcąc wzmocnić Piasta politycznie i programowo – zorganizował jego działaczom atrakcyjną wycieczkę do Kazimierza Dolnego, płacąc za przejazd, noclegi i posiłki. Mediom nie udało się na razie ustalić, czy w skład wycieczki nie weszli przypadkiem fikcyjni asystenci Masiela, co byłoby, nawiasem mówiąc, zrozumiałe.

Fakt, że mało dotąd znany polski europoseł prowadzi wobec UE własną, śmiałą politykę finansową, powinien cieszyć. On sam nie chwalił się tym za bardzo, wychodząc z założenia, że trzeba robić, a nie gadać, bo z gadania nic dobrego nie będzie. I niestety miał rację, bo gdy „Dziennik” wygadał opinii publicznej o działalności Masiela, natychmiast zaczęły go namierzać stosowne unijne organy, które wykryły poważne nieprawidłowości w sposobach, którymi Masiel przyznawał sobie środki.

Reklama