To była przez całe lata PRL jedna z niewielu enklaw dobrego jedzenia. Miłośnicy ryb, i to nie tylko z Warszawy, która jest o niecałą godzinę jazdy samochodem, ale i z innych regionów, tu przyjeżdżali na lina w śmietanie lub karpia też w śmietanie i z pieprzem gruboziarnistym. Pod mostem w Wierzbicy, w dużych sadzykach, czekały na smakoszy świeże ryby dowożone z jezior mazurskich.
Zmiany ustrojowe nie zaszkodziły lokalowi i jego renoma wzrosła. A cały czas opowiadam o restauracji Pod Złotym Linem. Kolejne zmiany, ale tym razem właścicielskie, uszczupliły szyld o jedno słowo i został tylko Złoty Lin. Zniknęły też niektóre dania, jak np. słynny talerz surówek czy właśnie wspominany karp w śmietanie z pieprzem.
Przebudowano też lokal, zamykając taras od strony szosy, a uruchamiając ogródek pod parasolami z drugiej strony. I to zaliczamy na plus. W karcie pozostało sporo ryb w galarecie, faszerowanych i oczywiście symbol lokalu, czyli lin w śmietanie. Doszły natomiast ryby egzotyczne, jak okoń nilowy. Z zup rybnych warta uwagi jest sandaczowa z kluseczkami francuskimi. Jedyne zastrzeżenie to to, że nazbyt wodnista.
Można mieć nadzieję, że Złoty Lin za jakiś czas znów będzie restauracją, do której wraca się z najodleglejszych stron Polski.
tel. 022 782 71 08, akceptują karty.