Piętnaście lat temu trafiłem na moją pierwszą plebanię w Pruszczu Pomorskim, ale proboszcz okazał się homoseksualistą. Proponował współżycie także mi, ale zdecydowanie odmówiłem. Powiedział wówczas: za to wykurwię cię na zieloną trawkę. I tak zaczęły się moje kłopoty” – wspominał ksiądz Piotr, który ma 40 lat, ukończył seminarium w Pelplinie, a obecnie przebywa w areszcie śledczym w Słupsku. Odsiaduje dwa wyroki: 4-letni za molestowanie nieletnich i 3,5-letni za nakłanianie ministranta do samobójstwa.
Dość szczegółowo opisał swoje losy w zażaleniach i oświadczeniach kierowanych do sądów, prokuratur i administracji więzień, skarżąc się na niesprawiedliwość. W pismach tych można przeczytać, że ministrantem został w piątej klasie podstawówki, że zawsze lubił chodzić do kościoła i że seminarium wybrał świadomie. „Może zostanę uznany za dziwaka – zauważył w jednym z listów – ale nigdy nie współżyłem płciowo ani z kobietą, ani z mężczyzną. Wstępując do seminarium kierowałem się przyrzeczeniem życia w czystości i celibacie”.
Dwa kable
Z ustaleń prokuratury wynika, że Karol (imię zmienione) nie miał jeszcze 15 lat, gdy 5 maja 2006 r. otrzymał od księdza Piotra esemes: „Przyjedź, potrzebuję Twojej pomocy”. Wieczorem przyjechał więc ze Starogardu Gdańskiego na odległą o 90 km plebanię w Dębnicy. Przy kolacji ksiądz Piotr wyjaśnił chłopcu, że bardzo się boi, bo biskup z Pelplina zamierza odwołać go z parafii. Nie wie, co robić i liczy na wsparcie 14-latka. Biskup Jan Bernard Szlaga już pół roku wcześniej próbował odwołać księdza, nie wyjaśniając mu dlaczego.