Z czym do Niemiec
Z czym do Niemiec? Udział Polski w Euro 2024 stoi pod znakiem zapytania
Awans na rozdęty turniej, z udziałem 24 zespołów, miał być formalnością. Ale grupowi rywale – Czechy i Albania – okazali się być poza zasięgiem Polaków. Kwalifikacyjny schemat przewiduje jednak jeszcze mecze barażowe, więc nadzieje na awans oraz niebagatelną premię dla Polskiego Związku Piłki Nożnej w wysokości 9 mln euro wciąż się tlą. Najpierw jednak pod koniec marca trzeba pokonać Estonię, a potem zwycięzcę meczu Walia-Finlandia. Biorąc pod uwagę to, że w kwalifikacjach Polacy z Mołdawią uciułali ledwo punkt, nawet Estonia – mająca niespełna półtora miliona ludności i gdzie futbol jest sportem trzeciej kategorii – jawi się jako poważny rywal.
Na niemieckie boiska wciąż zatem dla Polski droga daleka, ale jeśli tam awansuje, trafi do grupy D, gdzie już czekają Francja, Holandia i Austria. Francja mogłaby na mistrzowskim turnieju wystawić ze trzy równorzędne reprezentacje, gra porywająco, a z polskiego punktu widzenia mecz z nią to właściwie prośba o jak najniższy wymiar kary. Holandia miewała w ostatniej dekadzie niewytłumaczalne i nieproporcjonalne do skali swego futbolowego potencjału kryzysy, obecnie sytuuje się na poziomie mocnego europejskiego średniaka (Francuzi w kwalifikacjach wygrali z Holendrami 4:0, a mogli dwa razy wyżej), co na Polskę AD 2024 w zupełności wystarczy. Czasy, gdy mogliśmy patrzeć z góry na Austrię, bezpowrotnie minęły – w swojej eliminacyjnej grupie znalazła się za naszpikowaną talentami Belgią, a w niedawnym towarzyskim spotkaniu Austriacy dość łatwo pokonali Niemców. Można w ciemno zakładać, że ewentualna polska taktyka na turniej będzie opierać się na kombinacji wypróbowanej rodzimej myśli szkoleniowej, której filarami są: rozpaczliwa obrona Częstochowy, kontratak i wrzutki w pole karne na „aferę”.