Czy zna pan określenie „złoty wiek” w odniesieniu do Afganistanu?
Richard Holbrooke: Lata 60. i 70.?
Dokładnie 1963–1978.
W tym czasie byłem w Afganistanie jako ochotnik Korpusu Pokoju: w Kabulu, Bagramie, Bamianie i w Hindukuszu. Wtedy zakochałem się w tym kraju.
Ten względnie spokojny okres trwał 15 lat. Kiedy znowu możemy mieć na coś takiego nadzieję?
30 lat wojny, Sowieci, talibowie i to, co się dzieje teraz – wszystko to rozerwało kraj. Odbudowa musi potrwać. Oprócz tego nastąpił społeczny zwrot ku konserwatyzmowi. Wiele swobód, które pojawiły się w latach 60. i 70., jest teraz nie do pomyślenia.
Miał pan swój udział w zmianie amerykańskiej strategii wobec tego kraju. Dlaczego jednak, mimo tej zmiany, nadal wciąż mówimy tylko o liczbie żołnierzy?
Opinia publiczna interesuje się wojskiem, bo tam jest wojna. Moim zadaniem jest opracowanie strategii cywilnej. Obecnie największy projekt pomocy dotyczy rolnictwa. Na miejscu mamy ponad stu doradców. Zajmujemy się systemem prawnym oraz walką z korupcją.
Po jesiennych, dramatycznych wyborach prezydent Hamid Karzaj doczekał się reelekcji. Czego pan od niego oczekuje?
Były to nieczyste wybory z wieloma zakłóceniami i oszustwami. Dziś Hamid Karzaj jest prawomocnie wybranym prezydentem, ale – podkreślam raz jeszcze – wybory nie były czyste. Musimy tak pomóc rządowi, aby mógł sobie pomagać sam. Najważniejsze są samodzielne wojsko i policja. Tylko w ten sposób możemy umożliwić wycofanie wojsk z Afganistanu.