Kolejny raz polityczni przywódcy Iranu zakpili z Zachodu i tylko udawali gotowość do kompromisu, zanim w połowie stycznia udzielili oficjalnej odmowy na plan zgłoszony w październiku przez USA. Była to chyba ostatnia próba rozwiązania sporu atomowego z Teheranem bez uciekania się do sankcji i interwencji militarnej. Plan, popierany także przez Rosję i Chiny, nosił pieczęć głównego lokatora Białego Domu. Była to więc operacja polityczna Baracka Obamy.
Kiedy Amerykanie odkryli tajne instalacje do wzbogacania uranu w pobliżu miasta Kum, prezydent Mahmud Ahmadinedżad z przekorą dorzucił jeszcze groźbę, że Teheran nigdy nie ulegnie, lecz zbuduje nawet dziesięć kolejnych urządzeń tego typu.
Ale to nie buńczuczne i mało realistyczne oświadczenia wywołują obecnie jak najgorsze obawy w Waszyngtonie i stolicach Europy. Niepokój budzą raporty tajnych służb, bazujące na źródłach z Iranu i relacjach wysokich rangą uciekinierów. Zdaniem amerykańskich ekspertów informacje te zapewne każą administracji USA w najbliższym czasie na nowo zweryfikować zagrożenia ze strony państwa mułłów.
Światełko alarmowe będzie teraz migać na czerwono, a nie na żółto. Bardzo zaniepokojeni są także sceptycy, którzy w przeszłości – z pewnością nieraz słusznie – uważali alarmistyczne doniesienia za izraelską propagandę. Dotyczy to np. specjalistów z Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej (MAEA) w Wiedniu, którzy z ramienia ONZ mają zapobiegać rozprzestrzenianiu broni atomowej.
Komputer – już przed laty przemycony z Iranu – zawiera niezwykle istotne dane. Poprzez wywiad niemiecki laptop dotarł do Amerykanów, a potem do MAEA w Wiedniu.
Równie cenne informacje znajdują się w raportach byłego irańskiego wiceministra obrony Ali Rezy Azgariego, który zdołał zbiec z Iranu, a Stany Zjednoczone zapewniły mu nową tożsamość.