Każdy, kto kiedykolwiek odwiedził arabskie państwo z kultem wojska i wojskowości – takie jak Irak czy Syria – wie, że kwitnie tam biznes szycia mundurów. Nawet dziecięce mundury wojskowe sprzedają się doskonale. Po obaleniu Saddama uniformy irackiej policji zmieniły się – stare koloru khaki zostały zastąpione przez wersje moro, których różnorodność kolorystyczna przyprawia o zawrót głowy. Iraccy krawcy uszyją każdy mundur, tym bardziej że irackich policjantów i wojskowych wkrótce przybędzie. Do sierpnia Amerykanie zamierzają wycofać połowę z ok. 95 tys. żołnierzy, a przecież ktoś musi zająć ich miejsce, aby utrzymać odpowiednią proporcję sił porządkowych do liczby ludności.
Wydawałoby się, że szycie ubrań to dobry i bezproblemowy interes w Iraku, a jednak tuż przed ostatnimi wyborami parlamentarnymi władze zabroniły sprzedaży mundurów komukolwiek spoza służb i nałożyły na krawców w Bagdadzie obowiązek legitymowania klientów. Okazało się bowiem, że wiele z przedwyborczych zamachów przeprowadzili terroryści skutecznie podający się za stróżów porządku dzięki prawidłowemu umundurowaniu. W dzień wyborów zginęło 38 osób. W 2009 r. w Iraku śmierć poniosło 4,5 tys. cywili, więcej niż w Pakistanie i Afganistanie.
Demokracja do poprawki
I tak polityka bezustannie miesza się z krawiectwem, tradycyjnym zajęciem w świecie arabskim. Czy krawcom żyje się dobrze? Jeden z szanowanych przedstawicieli zawodu, Abbas al-Azzawi, narzeka: – Za Saddama pracy nie brakowało. W zakładzie pracowało siedmiu krawców, a teraz zostałem sam z dwiema maszynami do szycia.