Świat

Kirgiski gniew

Zamach stanu w Biszkeku

Dzień ulicznego powstania wystarczył, by opozycja odsunęła od władzy prezydenta Kirgistanu Kurmanbeka Bakijewa.

To nie była kolorowa rewolucja. W Biszkeku padły strzały i polała się krew, inna to atmosfera od fiesty kijowskiego miasteczka namiotowego, czy akcji zatykania kwiatów w lufy policyjnych karabinów prowadzonej w Tbilisi. Co prawda to kirgiska opozycja zwołała ludzi, by przyszli i wykrzyczeli swoje niezadowolenie z pięciu lat nieudolnych rządów prezydenta, ale żaden charyzmatyczny lider do zgromadzonych nie wyszedł, nie wygłosił płomiennej mowy, nie zażądał wcześniejszych wyborów, nie wezwał do zachowania spokoju. A rozpalony tłum zaczął działać. Uzbrojony w zdobyczną broń maszynową i granatniki przepuścił szturmy na gmachy rządowe, budynki radia i telewizji, linczował funkcjonariuszy sił porządkowych i rabował stołeczne sklepy. Szturmy się powiodły, Bakijew uciekł, więc opozycja – notabene dawni sojusznicy polityczni obalonego prezydenta – ogłosiła, że przejmuje władzę i spróbuje zaprowadzić porządek. W starciach, w których obie strony strzelały ostrą amunicją, zginęło przynajmniej 65 osób, około 400 zostało rannych.

Wypadki w Biszkeku (do mniejszych incydentów doszło także w innych częściach państwa) wieńczą kilkutygodniowy zatarg opozycji z prezydentem Kurmanbekiem Bakijewem, oskarżanym o nepotyzm, sprzyjanie korupcji, rozkradanie pieniędzy z państwowej kasy i zamach na wolność prasy. Podobną listę zarzutów jeszcze pięć lat temu formułował ten sam Bakijew, wtedy przywódca tulipanowej rewolucji, która z kolei zakończyła rządy prezydenta poprzedniego. Bakijew, już siedząc w prezydenckim fotelu, nie tylko sprzeniewierzył się hasłom rewolucji, ale jeszcze nie dotrzymał wielu obietnic, przede wszystkim nie poprawił sytuacji gospodarczej kraju.

Tumult w Kirgistanie wywołał szczególne niepokoje wśród przywódców pozostałych republik Azji Środkowej, którzy od czasów kolorowych zrywów obawiają się, że może przyjść moment, że rewolucja także ich wysadzi z siodła. Na to – podobnie jak w 2005 r. – jednak się nie zanosi.

Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Radosław Sikorski dla „Polityki”: Świat nie idzie w dobrą stronę. Ale Putin tej wojny nie wygrywa

PiS wyobraża sobie, że przez solidarność ideologiczną z USA Polska może być takim Izraelem nad Wisłą. Że cała Europa będzie uwikłana w wojnę handlową ze Stanami Zjednoczonymi, a Polska jako jedyna traktowana wyjątkowo przez Waszyngton. To jest ryzykowne założenie – mówi w rozmowie z „Polityką” szef polskiego MSZ Radosław Sikorski.

Marek Ostrowski, Łukasz Wójcik
18.04.2025
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną