Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Świat

Mistrzowie upadli

Po klęsce Włochów na Mundialu

Włosi tak długo byli zapatrzeni w siebie, aż świat im uciekł.

Obrońców tytułu mistrza świata nie ma już na mundialu i turniej nic na tej sensacyjnej nieobecności nie straci. To nigdy nie była drużyna, która potrafiła przekonać do siebie postronnych kibiców, bo za dużo było w grze Włochów wyrachowania, kalkulacji, taniego aktorstwa i prowokacji. Można ich było co najwyżej podziwiać za żelazną obronę, w końcu catenaccio wymyślone pół wieku temu przez argentyńskiego trenera Helenio Herrerę zostało we Włoszech uznane za najwyższy stopień piłkarskiego wtajemniczenia. Na trwających mistrzostwach po defensywie ze skały pozostało tylko blade wspomnienie, ale nie mogło być inaczej, skoro szefem obrony był Fabio Cannavarro – piłkarski emeryt po mundialu udający się do Dubaju odcinać kupony od sławy.

Włosi nie mogą mówić, że ta katastrofa była niezapowiedziana (choć oczywiście ostatniego miejsca w grupie, nawet za Nową Zelandią, nikt nie brał pod uwagę). Na ostatnich mistrzostwach Europy też grali słabo i odpadli w ćwierćfinale, w europejskich pucharach serię lat suchych przerwał w tym roku dopiero Inter Mediolan, tyle że w jego podstawowym składzie nie znalazło się miejsce dla choć jednego Włocha, a trenerem był Portugalczyk – Jose Mourinho. Sporadycznie grywał Mario Balotellii, niesforne dziecko imigrantów z Ghany, podczas meczów reprezentacji witany transparentami w rodzaju „czarny nigdy nie będzie Włochem”.

W konkursie na atrakcyjność i czar włoska liga już od kilku lat nie może się równać z ligami hiszpańską i angielską. Kluby z Półwyspu Apenińskiego rzadko potrafią wykazać się argumentami, gdy na rynku transferowym toczy się bój o gorące nazwiska, a piłkarze z Italii nie podbijają Europy. Kiedyś przynajmniej bronili się mówiąc, że w domu najlepiej, poza tym gdzie znajdą takie dziewczyny, klimat i kuchnię.

Reklama