Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Świat

Biegnący z bykami

Zakochani w korridzie

O godz.8 wybuch petardy oznajmia początek encierro. Prowadzony przez łaciate woły byk El Ventorrillo dobiega pod budynek Telefoniki O godz.8 wybuch petardy oznajmia początek encierro. Prowadzony przez łaciate woły byk El Ventorrillo dobiega pod budynek Telefoniki Katarzyna Kobylarczyk / Materiały prywatne
846 metrów. Sześć bojowych zwierząt. Ludzi, dla których gonitwa z bykami w Pampelunie to życiowa obsesja, w ogóle to nie zniechęci. Dlaczego zamierzają ustawić się pod bycze rogi?

Joseph Distler, 66-letni wykładowca literatury w American School of Paris, może powiedzieć jedno: na bieganiu z bykami dosłownie stracił zęby. Od 43 lat nie opuścił żadnej gonitwy w Pampelunie. Ale tego, co chwilę po ósmej rano stanie się na łuku ulicy Estafeta, boi się już trzy dni wcześniej.

Jest chłodny poranek, kiedy Larry Belcher, 61-letni profesor przekładu na uniwersytecie w Valladolid, wchodzi na ogrodzoną drewnianymi barierami trasę. Ustawia się na zakręcie przed budynkiem Telefoniki i czeka. Właśnie wtedy boi się najbardziej. Mimo że biega od 34 lat, ma wrażenie, że znalazł się tu po raz pierwszy w życiu. – Śmiertelnie przerażony – precyzuje.

W tym samym czasie Héktor Munárriz, 41-letni barman z Pampeluny, który zajmuje miejsce niedaleko, na prostej, czuje się, jakby zaraz miał skoczyć ze spadochronem. Nawet nie zauważa pozdrowień, jakie śle mu Miguel Ángel Eguíluz, 55-letni pampeluński ortopeda, który od 39 lat startuje z wylotu Estafety. Eguíluz mija go więc, rozpoczyna rozgrzewkę i nagle uświadamia sobie, że w tym roku znów boi się jeszcze bardziej niż w ubiegłym.

A potem, gdzieś daleko, w północnej części miasta, wybucha petarda. To znak, że na trasę, na której stoją wszyscy czterej – wśród prawie trzech tysięcy innych osób – wypadło sześć półtonowych byków bojowych. Wtedy strach mija. Już nie ma czasu się bać.

Sześć byków i tłum

Pampeluna (baskijska Iruńa) w lipcu cuchnie skwaśniałym winem, resztkami jedzenia i moczem. Bruk starówki lepi się do butów. Na pamiętające starożytnych Rzymian 200-tysięczne miasto w królestwie Nawarry, na północy Hiszpanii, zwala się ponadmilionowa horda turystów. Przyciąga ich sława sanfermines, wielkiej fiesty ku czci świętego Fermina, opisanej przez Ernesta Hemingwaya w powieści „Słońce też wschodzi”.

Polityka 28.2010 (2764) z dnia 10.07.2010; Na własne oczy; s. 100
Oryginalny tytuł tekstu: "Biegnący z bykami"
Reklama