Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Świat

Szorstkie miesiące

Białoruś i jej sojusznicy

Od dawna Chiny i Wenezuela, a teraz Gruzja, Syria i Katar. Po co Białorusi tacy sojusznicy?

Aleksandra Łukaszenkę czekają trudne miesiące. Rosja ma coraz mniejszą ochotę na dalsze dotowanie białoruskiej gospodarki. Nie dość, że próbuje zerwać z dostawami taniego gazu ziemnego i ropy naftowej, dotąd chroniące Białoruś przed bankructwem, to jeszcze z rosnącą dezaprobatą przygląda się rządom samego Łukaszenki.

Tego lata należąca do Gazpromu telewizja NTV wyemitowała film, w którym przedstawiono go jako powiązanego z mafią, zlecającego mordy polityczne ostatniego dyktatora w Europie. Łukaszenka nie pozostał dłużny, w odwecie telewizja białoruska przeprowadziła wywiad ze znienawidzonym na Kremlu prezydentem Gruzji Micheilem Saakaszwilim.

Po śmierci Lecha Kaczyńskiego to właśnie Łukaszenka wyrasta na najbliższego partnera Saakaszwilego w naszej części Europy. Obaj są w Moskwie na cenzurowanym, więc Saakaszwili przypomina, że Rosja, szczególnie po niedawnych zabójstwach dziennikarzy i obrońców praw człowieka, nie ma prawa do krytycznej oceny kondycji białoruskiej demokracji, a Łukaszenka, wbrew rosyjskim sugestiom, nadal nie uznał niepodległości Osetii Płd. i Abchazji, zbuntowanych gruzińskich prowincji. To nie koniec białoruskich decyzji będących nie po myśli Rosji, bo Łukaszenka przygarnął jeszcze nielubianego na Kremlu obalonego prezydenta Kirgistanu i na dodatek od czasu do czasu puszcza oko w kierunku Zachodu.

Mała Gruzja nie zastąpiłaby jednak niknącej rosyjskiej pomocy. Ratunkiem mają być Chiny, skąd Białoruś zamierza ściągnąć liczone w miliardach dolarów kredyty i inwestycje. Chińscy komuniści już je obiecali, w marcu Mińsk odwiedził pekiński nr 3, wiceprezydent Xi Jinping, a w tym tygodniu, co skrzętnie odnotowała białoruska prasa, Łukaszenka naradzał się ze swoimi urzędnikami, jak wykorzystać wsparcie Państwa Środka.

Reklama