<<Tekst pochodzi z lipca 2010 r.>>
Nagle się pojawia, wchodzi sprężystym krokiem. Jeszcze zanim się przywita, wzrokiem poszukuje kontaktu, do którego mógłby podłączyć swojego małego czarnego laptopa.
To zwykły Netbook za niecałe 300 dolarów. Służby specjalne tego świata wiele by dały za możliwość zajrzenia do niego.
Człowiek, do którego należy, nazywa się Julian Assange. Wraca właśnie ze Sztokholmu, wcześniej był przez moment w Brukseli, jeszcze wcześniej przepadł bez wieści na kilka tygodni.
Ten Australijczyk to obecnie poszukiwana osoba. Można by pomyśleć, że przed czymś ucieka.
Konferencję w Nowym Jorku w przedostatni weekend, na której miał przemawiać, poprzedziła wizyta pięciu agentów amerykańskiego Departamentu Bezpieczeństwa Narodowego. Na próżno, Assange pozostał w Anglii. Z doniesień jego prawnika wynikało, że również inne amerykańskie organa władzy chciały z nim pilnie porozmawiać. Minister Obrony USA Robert Gates powiedział ostatnio, że Assange’a i jego działania cechuje brak odpowiedzialności.
Assange stworzył platformę internetową wikileaks.org – wiki jak wolna internetowa encyklopedia Wikipedia, leak jak angielski odpowiednik słowa przeciek. Wraz z nielicznymi stałymi współpracownikami i wieloma ochotnikami zarządza od 2007 roku stroną, będącą czymś w rodzaju skrzynki na listy i okna wystawowego w jednym. WikiLeaks zbiera i publikuje informacje, które przedsiębiorstwa lub instytucje państwowe zakwalifikowały jako tajne. Jest to forum dla anonimowych informatorów. Żadnych pogłosek, żadnych komentarzy, tylko oryginalne dokumenty.
Kandydatka na urząd wiceprezydenta USA Sarah Palin mogła tam znaleźć swoje maile, Kenijczycy weszli w posiadanie informacji demaskujących ich byłego dyktatora Daniela Arap Moi, pojawiły się też akta z amerykańskiego więzienia Guantanamo.