Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Świat

Akcja inauguracja

Wielkie wejścia prezydentów

Nowy prezydent Francji Nicolas Sarkozy podczas uroczystego przejazdu, maj 2007 r. Nowy prezydent Francji Nicolas Sarkozy podczas uroczystego przejazdu, maj 2007 r. Maxppp / Forum
Zaprzysiężenie prezydenta mogłoby być świętem wszystkich obywateli. W Polsce nim nie jest, bo nie stworzyliśmy opowieści o państwie, która napełniałaby treścią publiczne uroczystości.
Dmitrij Miedwiediew z żoną Swietłaną podczas nabożeństwa z okazji objęcia urzędu prezydenta, maj 2008 r.Reuters/Forum Dmitrij Miedwiediew z żoną Swietłaną podczas nabożeństwa z okazji objęcia urzędu prezydenta, maj 2008 r.

Jedynym, co łączyło inauguracje trzech demokratycznie wybranych prezydentów III RP, było samo zaprzysiężenie – nie wiedzieć czemu przed Zgromadzeniem Narodowym, a nie samymi obywatelami, choć to oni wybierają głowę państwa i powinni móc przynajmniej obserwować przysięgę. Przy okazji przekazywania władzy mieliśmy za to przegląd obyczajów: już oddawanie insygniów prezydenckich II Rzeczpospolitej do muzeum, by nie wpadły w ręce postkomunisty, picie szampana z własnym klubem partyjnym i odwiedziny w Muzeum Powstania Warszawskiego. Poza uroczystością w Sejmie rozpoczęcie mandatu prezydenta nie ma bowiem stałej formuły, nawet objęcie zwierzchnictwa nad siłami zbrojnymi odbywa się za każdym razem gdzie indziej. Wiadomo tylko, że ma być dostojnie i uroczyście.

Lech Kaczyński próbował wypełnić tę pustkę zwyczajami z przeszłości. Owocem tych zabiegów była „intronizacja” z pamiętnym zdjęciem prezydenta w pozłacanym fotelu i dyskusje o tym, czy tak jak Stanisław August będzie szedł z katedry do pałacu po drewnianym pomoście, by nie dotknąć ziemi. Idąc w jego ślady, Bronisław Komorowski mógłby cofnąć się do tradycji sarmackiej i złożyć przysięgę w żupanie i kontuszu, najlepiej z karabelą u boku. Ale nie o to chodzi, by było jak na obrazach Matejki, tylko żeby cała uroczystość mówiła coś o dzisiejszym państwie. Nie widać jednak, by prezydent-elekt poświęcał czas takiej refleksji, społeczeństwo zaś woli dosłowność od symboliki. Doskonale wychodzą nam inscenizacje bitwy pod Grunwaldem, ale demokratycznego przekazania władzy pokazać nie potrafimy.

Publiczne uroczystości państwowe w Polsce przypominają powitania Jana Pawła II w PRL. Wnętrza i scenografie pachną wciąż minioną epoką, dostojnicy maszerują w rytm wojskowych werbli, wszędzie widać też kościelnych hierarchów.

Polityka 32.2010 (2768) z dnia 07.08.2010; Raport; s. 34
Oryginalny tytuł tekstu: "Akcja inauguracja"
Reklama