Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Świat

Prorok Zardari

Pakistan pod wodą, ale w ogniu

Potop w Pakistanie to dopust boży, który dławi ten kraj co kilka lat. Chiny, Indie, Pakistan i Bangladesz (kiedyś Pakistan Wschodni) tracą w powodziach czasem do miliona ludzi jednorazowo. W Pakistanie na skutek deszczów monsunowych, skądinąd zawsze zapowiadających dobre zbiory, utonęło ich teraz w kilka dni co najmniej 10 tysięcy. Żadna władza nigdy nie wie, ilu dokładnie. Tymczasem zanim fala powodziowa rzeką Indus dotrze do Karaczi, ta 16 milionowa metropolia będzie płonąć.

Ogień waśni etnicznych to dla tego kraju stan normalny. Podobnie jak przez większość 63-letniej historii państwa pakistańskiego stanem normalnym był stan wyjątkowy, czyli dyktatura wojskowa. Dziś mamy w Pakistanie stan wyjątkowy ze względu na swoją rzadkość – rządy demokratycznie wybranego prezydenta Asifa Zardariego, wdowca po zamordowanej Benazir Bhutto. Kiedy w środkowej części kraju ludzie toną, a w Karaczi wyrzynają się i podpalają sobie domy, szef państwa składa wizyty oficjalne w Paryżu i Londynie, gdzie jest przyjemniej, niż w domu. W Paryżu usłyszał to, co musiał usłyszeć, banał, że Pakistan będzie ważnym partnerem Francji. Powiedział zaś to, co chciał powiedzieć, że „Zachód przegrywa wojnę w Afganistanie”. Wiadomo, ale nie jest to banał w ustach Pakistańczyka, formalnego sojusznika, prezydenta.

Dopiero co wywiad wojskowy USA został postawiony w trudnej sytuacji, bo ujawniono w internetowym przecieku ocenę dotyczącą tajemnego poparcia Pakistanu dla talibów. Informacje na ten temat znane są co prawda od dawna, zwłaszcza w Indiach, ale czym innym jest wiadomość z ogólnie dostępnego źródła medialnego, a czym innym ekspertyza wywiadu dokonana w czasie wojny. Mimo to prezydent USA, Barack Obama mówi ze spokojem, że Amerykanie liczą na rozsądne poparcie Islamabadu dla sił NATO, które za cel stawiają sobie likwidację baz terrorystów-fundamentalistów w Afganistanie. Prezydent dodał, zresztą po raz pierwszy mówiąc to dobitnie, że nie idzie o wprowadzenie tam demokracji w stylu prezydenta Jeffersona.

Jest to złagodzenie tonu i zarazem przybliżenie zadań misji do jej celów pierwotnych, czyli pochwycenia ibn Ladina i postawienia go przed sądem za atak z 11 września 2001 r.

Reklama