Katolickie święto, przypadające na 15 sierpnia – Wniebowzięcie Maryi Panny – jest w Polsce obchodzone ze szczególnym rozmachem. 15 sierpnia 1920 roku to dzień cudu nad Wisłą, kontrnatarcia wojsk polskich, zakończonego całkowitym rozgromieniem bezbożnych bolszewików. Sama Matka Boska obroniła naród polski. Przy czym Polacy, którzy oparli się strasznej bolszewickiej nawale, uratowali nie tylko swoją niepodległość, ale powstrzymali „komunistyczną zarazę” zagrażającą całej Europie. A przecież wydawało się, że sytuacja Polski jest beznadziejna…
Po drugiej stronie frontu wspomnienia o tym wydarzeniu były zgoła inne. Dla Związku Radzieckiego „pańska Polska” była agresorem, który tylko dzięki przypadkowi uniknął zasłużonego odwetu i na dodatek oderwał kawałki Ukrainy, Białorusi i Litwy. Poza tym w polskiej niewoli zginęły dziesiątki tysięcy radzieckich jeńców…
Od Finlandii po Jugosławię
I wojna światowa nie oszczędziła ziem polskich. Przechodził przez nie front wschodni. Polacy walczyli przeciw sobie w szeregach armii zaborców: Rosji, Austrii i Prus. Nawet w najśmielszych snach nie śnili, że te potężne imperia wkrótce runą. A tak właśnie się stało. Na mapie Europy powstało kilka odrodzonych, nowych państw – od Finlandii po Jugosławię. Młode kraje marzyły o wielkości.
W samym centrum regionu i w samym centrum burzliwych wydarzeń znalazła się Polska, zszyta z trzech kawałków: znajdującego się pod rosyjskim zaborem Królestwa Polskiego, niemieckiej Wielkopolski i austriackiej Galicji. Naczelnikiem państwa polskiego został Józef Klemens Piłsudski, rewolucjonista i polski nacjonalista, walczący przeciw Rosji w czasie I wojny. Granice odrodzonego państwa miały być dopiero wyznaczone. Na północy i zachodzie Polska pozostawała w konflikcie z Niemcami, na południowym zachodzie – z Czechosłowacją. Jednak najtrudniejsza sytuacja dotyczyła wschodnich rubieży.
Polska elita marzyła o nowej Rzeczypospolitej „od morza do morza” (od Bałtyckiego do Czarnego) w granicach sprzed pierwszego rozbioru w 1772 roku. Czyli o ziemiach zamieszkanych głównie przez Ukraińców, Białorusinów, Litwinów. Polacy na tych terenach – obszarnicy i mieszkańcy miast – pozostawali w mniejszości. Władze Rosji Radzieckiej uznały niepodległość Polski, ale nie miały zamiaru ustępować jej ukraińskich i białoruskich ziem. Problem polegał na tym, że bolszewicy ich nie kontrolowali. W Rosji trwała wojna domowa. Na peryferiach imperium powstały „samostijne” republiki. Ukraińcy zgłaszali pretensje do Lwowa – miasta zamieszkanego głównie przez Polaków, jednego z głównych ośrodków kultury polskiej. Białorusini pretendowali do przejęcia Białegostoku. Litwini – Wilna i Grodna.
Polska znalazła się w konflikcie ze wszystkimi sąsiadami, a problemy regulowała głównie siłą. Pierwsze starcia miały miejsce we Lwowie, potem Polska walczyła z Czechosłowacją o Śląsk Cieszyński, kilka miesięcy później polskie wojsko wkroczyło do Wilna, potem do Mińska i Dwińska. Piłsudski proponował utworzenie Międzymorza – federalnego państwa, w którego skład miałyby wejść Polska, Litwa, Łotwa, Estonia, Białoruś i Ukraina. Zapraszano także Finlandię, Czechosłowację, Rumunię, Węgry i Jugosławię. Polsce w tej konfiguracji miała przypaść rola dominująca. Celem sojuszu było stworzenie mocnej bariery przeciw Rosji. Nowo utworzone kraje obawiały się zbytnich polskich wpływów, poza tym nie wzbudzało zaufania państwo dążące do ekspansji.
Linia Curzona
W lipcu 1919 roku Piłsudski, po pokonaniu wojsk Zachodnioukraińskiej Republiki Ludowej, dotarł nad Zbrucz – do starej granicy rosyjsko-austriackiej. Po drugiej stronie granicy toczyły się walki między bolszewikami i białą armią generała Antona Denikina. Gdyby w tym momencie siły Piłsudskiego uderzyły na czerwonych, być może zdecydowałyby o losach wojny domowej w Rosji. Polacy jednak nie pragnęli zwycięstwa Denikina: biali walczyli o potężne i niepodzielne imperium rosyjskie. Dlatego armia polska zatrzymała się, dając bolszewikom możliwość pokonania białych.
W listopadzie 1919 roku rada ententy oficjalnie zaproponowała Polakom linię Curzona (nazwaną tak na cześć szefa brytyjskiej dyplomacji lorda George’a Curzona) – projekt granicy wschodniej wyznaczonej według kryterium etnicznego. Ziemie białoruskie i ukraińskie na wschód od tej linii miały być terytoriami niezależnymi tak od Polski, jak i od Rosji. Linia Curzona, wyznaczona zgodnie z prawem narodów do samookreślenia, została poparta przez Wielką Brytanię i Stany Zjednoczone, ale przeciwko wypowiedziała się Francja dążąca do dominacji w Europie i potrzebująca silnego sojusznika na wschodzie.
Piłsudski podjął decyzję, by maszerować naprzód. Pomógł mu w tym Symon Petlura: w imieniu faktycznie nieistniejącej Ukraińskiej Republiki Ludowej zgodził się przekazać Polakom całą Galicję i niemal cały Wołyń (którego sam nie kontrolował), a także uznał prawa polskich obszarników na innych ziemiach ukraińskich. Ostatki armii Petlury przeszły pod polską komendę, aby wspólnie walczyć z Moskalami.
Tymczasem czerwoni też nie zasypiali gruszek w popiele. Pokonali białych. W Niemczech, na Węgrzech, Słowacji właśnie przetoczyły się rewolucje. Francja i Włochy ogarnięte były przez masowy ruch strajkowy. Rosja, która zrzuciła jarzmo imperializmu, powinna była, jak śnili moskiewscy marzyciele, wywołać rewolucję światową. Najkrótsza droga do Europy prowadziła przez Polskę. Niemcy były osłabione wojną i zapalone do rewolucji. Jeszcze tylko niewielki wysiłek i Robotniczo-Chłopska Armia Czerwona umyje buty w Renie…
Rzeczpospolita w Kijowie
Przygotowania do wojny zaczęły się w 1920 roku. Polacy powołali pod broń milion ludzi. Sojusznicy – w szczególności Francja i USA – wspomogli Polskę pieniędzmi i sprzętem. Na front wschodni została przerzucona 70-tysięczna Błękitna Armia generała Józefa Hallera, sformowana Polaków z USA i Francji walczących w czasie wojny w starych błękitnych mundurach francuskich (w tym czasie Francuzi zostali już wyposażeni w uniformy koloru khaki). Korpus Hallera, wraz z byłymi polskimi jednostkami armii niemieckiej, austro-węgierskiej i rosyjskiej, stanowił trzon Wojska Polskiego. Najbardziej doświadczonymi awiatorami Wojska Polskiego byli amerykańscy lotnicy. Kilkuset francuskich oficerów służyło w charakterze instruktorów, wśród nich był młody Charles de Gaulle.
Czerwoni planowali uderzenie na Białoruś, Polacy – na Ukrainę. Na południu Piłsudski mógł liczyć na przyjaźnie nastawioną Rumunię i pozostałości armii Petlury. Natomiast na północy Litwa, zapominając niedawną nienawiść do czerwonych, gotowa była ich poprzeć, aby opanować Wilno. Na początku wojny Piłsudski miał 300 tys. bagnetów i szabel przeciw 90 tysiącom czerwonych. Polacy mieli znaczącą przewagę w uzbrojeniu: działach, karabinach maszynowych, aeroplanach. Wywiad bolszewików, znajdujący się w fazie embrionalnej, przegapił te przygotowania do wojny ze strony polskiej. W marcu Piłsudski przeprowadził natarcie pod Mozyrzem, mające na celu odwrócenie uwagi przeciwnika, a miesiąc później uderzył tam, gdzie linia czerwonych była najsłabsza – na Żytomierz.
Jednostki Armii Czerwonej, składające się głównie z mieszkańców Galicji, skrycie wspierających Polskę, podniosły bunt. Front przestał istnieć. Polskie oddziały wzięły Kijów bez walki. Po przejściu niemal dwustu kilometrów wojska Piłsudskiego zajęły pozycje na lewym brzegu Dniepru. Polacy wbrew obietnicom złożonym Petlurze nie ustanowili w Kijowie władz proklamowanej przezeń Ukraińskiej Republiki Ludowej. Wydawało się, że Rzeczpospolita w granicach 1772 roku lada moment się odrodzi.
Jednak bolszewicy nie zamierzali uznać swej porażki. Zaczęto gromadzić siły do uderzenia na Polaków. Samych tylko komisarzy rzucono aż dziewięć tysięcy! Pod Kijów odkomenderowano komisarza ludowego ds. narodowości Józefa Stalina. W radzieckim sztabie generalnym zwołano specjalną naradę pod przewodem sławnego generała Aleksieja Brusiłowa, jednego z najbardziej wyrazistych dowódców I wojny światowej. Sztab wystosował odezwę do wszystkich byłych oficerów, by wstąpili do Armii Czerwonej. Białogwardziści uznali, że władza radziecka powraca do myślenia państwowego i zgłosili się do armii, by bronić ojczyzny przed najazdem Polaków. W samej tylko Moskwie na odezwę zareagowało półtora tysiąca oficerów. Do Armii Czerwonej masowo wstępowali ci, którzy jeszcze niedawno walczyli przeciw czerwonym, a obecnie ukrywali się, by uniknąć aresztowania lub siedzieli w obozach.
Pierwsza Armia Konna
Dowódcą Frontu Zachodniego, walczącego na Białorusi, został 27-letni Michaił Tuchaczewski – oficer ambitny i zdecydowany, który za punkt honoru postawił sobie rozgromienie armii polskiej śmiałym uderzeniem na Warszawę. Pierwsze próby przerwania linii frontu w rejonie Berezyny zakończyły się fiaskiem. Na pomoc przyszła mu Armia Konna marszałka Siemiona Budionnego…
W kwietniu i maju „Konarmia” przeszła tysiące wiorst z Kaukazu Północnego na Ukrainę, po drodze pokonała armię Nestora Machny i znalazła się na polskim froncie w okolicach Winnicy. Pierwsza Armia Konna liczyła około 17 tys. szabel, ponadto dysponowała artylerią, pociągami pancernymi i aeroplanami. Jednak główną siłą uderzeniową były słynne taczanki – wynalazek Machny, przyswojony przez bolszewików.
5 czerwca awangarda Pierwszej Konnej – brygada legendarnego szlachcica anarchisty Grigorija Kotowskiego – przerwała front w miejscu, w którym 40 dni wcześniej przełamali linię Polacy: pod Żytomierzem. Budionny rwał się na Wołyń. Trzecia polska armia z generałem Edwardem Rydzem-Śmigłym na czele stoczyła z nim heroiczny bój, ale w końcu musiała wycofać się z Kijowa. Czerwonym nie udało się zamknąć jej w okrążeniu – bolszewicy mieli na tym kierunku za mało piechoty, która nie nadążała za konnicą. Poza tym w armii Budionnego nie wszystko szło jak z płatka – wielu zmobilizowanych siłą Kozaków zdezerterowało i przeszło na stronę Polaków. Przybywając na Wołyń, Budionny zyskał wsparcie miejscowego chłopstwa, które nienawidziło swoich polskich panów i gotowe było sprzymierzyć się z każdym wrogiem Polski. Wołyńscy chłopi masowo zaciągali się w szeregi czerwonych.
W najgorszej sytuacji znalazła się ludność żydowska mieszkająca w tym regionie. Zginęło wtedy co najmniej 70 tys. Żydów. Najbardziej konsekwentne prześladowania spotykały ich ze strony petlurowców. Polacy stawiali znak równości między Żydem i czerwonym komisarzem, zatem też prześladowali ludność żydowską. Natomiast czerwoni traktowali Żydów jako „obcy element klasowy” i również poddawali represjom.
Na Warszawę!
Teraz Polacy zmuszeni byli przerzucać wojska z powrotem na Ukrainę. Białoruskie i litewskie jednostki wojska polskiego okazały się chwiejne – żołnierze masowo poddawali się do niewoli. Tuchaczewski rozpoczął szybkie natarcie na północy, Polacy odstąpili. Rosjanie wkroczyli do Mińska, a następnie stanęli na brzegu Niemna. Armia Czerwona parła naprzód. Nie uratowały Polaków ani poleskie bagna, ani niemieckie umocnienia z czasów I wojny, ani nawet twierdza brzeska, która miała być punktem oporu Polaków na Bugu, a wytrzymała napór czerwonych zaledwie przez kilka godzin. Na prawej flance Frontu Zachodniego walczył 3 Korpus Kawalerii pod dowództwem Gajka Bżiszkiana (ormiański dowódca w armii bolszewickiej– przyp. FORUM), zwany Złotą Ordą Gaj-Chana. W ciągu zaledwie kilku dni korpus przejechał wzdłuż litewskiej granicy, mijając Wilno i Grodno, i znalazł się na polskiej ziemi. Takich rajdów Europa nie widziała od czasów Napoleona (Złota Orda zdobyła Wilno i Grodno; dopuściła się też zbrodni na jeńcach polskich – przyp. FORUM).
Polska oficjalnie zwróciła się do państw ententy o pomoc. Do prośby przychylono się pod warunkiem, że Polska wycofa swe wojska za linię Curzona. Polacy wyrazili zgodę. Ale teraz bolszewicy nie chcieli już zatrzymywać się i runęli jak lawina. Nie poskutkowały ostrzeżenia ze strony państw Ententy. Wielka Brytania zagroziła wprawdzie interwencją zbrojną, ale sama przeżywała niełatwe chwile w związku z masowymi strajkami. W Niemczech też zaczęły się niepokoje, przy czym na bolszewików czekali tu nie tylko lewicowcy, ale także prawicowcy, którzy widzieli w nich siłę mogącą złamać znienawidzony system wersalski. Bolszewicy byli wrogami wrogów, a zatem niemal sojusznikami. Dlatego Niemcy i Czechosłowacja zamknęły swoje granice dla wojskowych dostaw do Polski. Francja i USA mogły dostarczać pomoc tylko poprzez bałtycki port – Wolne Miasto Gdańsk.
23 lipca w Moskwie rozpoczął się II kongres Kominternu. Lenin wystąpił z wnioskiem stworzenia zjednoczonej armii światowego proletariatu i ogólnoświatowej Republiki Rad. Tego dnia Moskwa wydała rozkaz marszu na Warszawę. Powołano Tymczasowy Rewolucyjny Komitet Polski z Feliksem Dzierżyńskim i Julianem Marchlewskim na czele. Komitet proklamował w Polsce republikę radziecką, wezwał polskich robotników i bezrolnych chłopów do powstania przeciwko władzy, ogłosił oddzielenie państwa od Kościoła i zniesienie własności ziemskiej. Apele komitetu nie spotkały się z entuzjazmem ludności polskiej. Bolszewicy byli tak zapaleni do idei rewolucji światowej i tak przekonani o rychłym podporządkowaniu sobie Polski, że nie zwrócili uwagi na takie drobiazgi jak polski patriotyzm czy przywiązanie do religii.
Tego samego dnia została podjęta decyzja mająca decydujące znaczenie dla toku wojny. Pierwsza Armia Konna została wyprawiona na południowy zachód, by zdobyć Lwów, choć ewidentnie korzystniejsza była koncentracja sił pod Warszawą. Być może w sprawie przerzucenia armii Budionnego na sztab wywarła nacisk bolszewicka góra – wszak Tuchaczewski słał zwycięskie relacje i wydawało się, że polska stolica lada moment padnie.
Polacy stracili już niemal połowę terytorium i rozpaczliwie szukali wyjścia z beznadziejnej sytuacji. W Polsce sformowano rząd koalicyjny składający się z przedstawicieli wszystkich wpływowych partii, 7 sierpnia rząd wystąpił z inicjatywą podjęcia rokowań pokojowych bez pośredników. O takie rozmowy Moskwa zabiegała od półtora roku. Teraz jednak żądania Rosji były o wiele większe. Uznawała Polskę tylko w etnicznych granicach, domagała się faktycznej demilitaryzacji kraju (Polska miałaby mieć tylko 50-tysięczną armię) oraz utworzenia milicji robotniczej pod komunistyczną kontrolą, produkcja broni miałaby zostać zakazana, a nadwyżki uzbrojenia przekazano by Rosji Radzieckiej. Warunki nie do spełnienia – to brzmiało jak ultimatum.
W lipcu podpisano litewsko-rosyjską umowę, na mocy której świeżo zajęte przez Armię Czerwoną Wilno, Lida i Grodno przechodziły pod jurysdykcję Litwy. Tym samym Rosja zyskiwała przyjazną neutralność ze strony Litwinów, a Polacy tracili terytoria, które uważali za swoje. Polska nie mogła liczyć na poparcie innych sąsiadów, którzy też byli nastawieni do niej wrogo. Rząd Czechosłowacji oświadczył, że przyjdzie na pomoc Rosjanom, jeśli Polacy nie oddadzą jej spornej części Śląska Cieszyńskiego – Zaolzia. Na ustępstwo ze strony Polski nie trzeba było długo czekać.
Cud nad Wisłą
W Polsce nastąpił wybuch uczuć patriotycznych. Prawie 200 tys. ochotników zaciągnęło się do wojska. Polski Kościół ogłosił świętą wojnę z Rosją. Propaganda porównywała czerwonych z mongolskim najazdem, gazety pisały o przemocy wobec ludności. Wydawało się jednak, że nawet ten wybuch patriotyzmu nie uratuje Polaków...
Piłsudski przeżywał ciężką depresję. Europejska prasa już pogrzebała Polskę. Tuchaczewski powinien był najpóźniej 12 sierpnia zdobyć Warszawę. Miał pod komendą zaledwie 50 tys. szabel, jednak ambicja rozsadzała młodą głowę. Zamierzał błyskawicznym manewrem zająć polską stolicę od północy i zachodu. Sztab frontu nie dysponował informacjami o liczebności i dyslokacji wojsk przeciwnika, natomiast obrońcy Warszawy mieli dwukrotną przewagę liczebną. Tuchaczewski poniekąd sam pakował się między główne polskie siły a niemiecką granicę. A Pierwsza Armia Konna, która mogłaby przyjść mu w sukurs, ugrzęzła w ciężkich bojach o Lwów – pod bombami amerykańskiego lotnictwa czerwoni próbowali bez rezultatu przez z górą trzy tygodnie wyprzeć polskie wojska. Ostatecznie natarcie Budionnego na Lwów się załamało.
Mimo to plan Tuchaczewskiego był bliski realizacji: korpus Gaj-Chana sforsował Wisłę, opanował strategicznie ważną trasę Warszawa-Gdańsk i znalazł się sto kilometrów na zachód od polskiej stolicy. Tym samym Polska została ostatecznie odcięta od świata zewnętrznego. A od wschodu pod Warszawę podeszły dwie rosyjskie armie: 3 i 16 pod komendą Władimira Łazarewicza i Nikołaja Sołłoguba. 15 i 16 sierpnia legioniści Hallera – doborowe jednostki wojska polskiego – wykonali desperackie kontruderzenia i w kilku miejscach znaleźli się na tyłach czerwonych. Takiego sukcesu nie spodziewali się nawet sami Polacy. Gdyby w składzie Frontu Zachodniego czerwonych była Armia Konna Budionnego, Haller zostałby okrążony i rozgromiony, tymczasem to bolszewicy znaleźli się w trudnym położeniu. Dla nich była to katastrofa.
Do tej pory toczy się spór o to, kto jest autorem planu, który uratował Polskę od klęski – Piłsudski czy francuski generał Maxime Weygand, przysłany na pomoc przez ententę i postawiony na czele polskiego sztabu generalnego (za autora planu Bitwy Warszawskiej, nazywanej potem potocznie cudem na Wisłą, uważa się powszechnie szefa sztabu generalnego wojsk polskich, generała Tadeusza Rozwadowskiego; kluczowym elementem planu był manewr oskrzydlający wojsk polskich pod komendą naczelnego wodza Józefa Piłsudskiego, poprowadzony znad Wieprza, przy jednoczesnym związaniu bolszewików pod Warszawą – przyp. FORUM).
Jeden z politycznych przeciwników Piłsudskiego, Stanisław Stroński, ukuł powiedzonko „cud nad Wisłą”, mając na myśli, że tylko cud mógł uratować Polaków dowodzonych tak fatalnie przez beznadziejnych polityków. Z czasem jednak ironiczny kontekst tego określenia się ulotnił.
Krwawy kac
W czasie rządów Nikity Chruszczowa, określanych mianem odwilży, zaczęto rozpowszechniać legendę, jakoby przerzuceniu Pierwszej Konnej Budionnego pod Warszawę przeszkodził Józef Stalin. Ale to tylko legenda. Decyzję podejmowało dowództwo wojskowe, które nie doceniło siły polskiego oporu. Pierwsza Konna, zaangażowana w krwawe walki pod Lwowem, nie była już w stanie dokonać tak spektakularnych działań, do jakich była zdolna kilka miesięcy wcześniej. Stalin doskonale to rozumiał i dlatego wypowiedział się przeciwko przerzuceniu Budionnego na północ.
Tymczasem połowa sił Tuchaczewskiego, w tym korpus Gaja, została przyparta do granicy niemieckiej. Kilka prób przerwania się na wschód zakończyło się niepowodzeniem. Wojska przeszły do Prus Wschodnich i tam zostały internowane. Pozostałe jednostki Frontu Zachodniego dostały się do niewoli lub poszły w rozsypkę. Po tygodniu Polacy odbili Białystok. Pod koniec sierpnia Pierwsza Armia Konna ponownie próbowała przebić się pod Warszawę, ale trafiła na konnicę Piłsudskiego i omal nie została zamknięta w okrążeniu. Front Południowo-Wschodni odstąpił na Wołyń. I znów Wielka Brytania i Stany Zjednoczone zażądały, żeby wojska zatrzymały się na linii Curzona, ale Polacy, korzystając z poparcia Francji, zignorowali te żądania i kontynuowali natarcie. Czerwonym nie pozostawało nic innego, jak zgodzić się na rokowania na neutralnym terytorium.
Nawet w czasie rokowań żaden z przeciwników nie zamierzał ustępować. Piłsudski parł naprzód, a przewodniczący Komitetu Rewolucyjnego Lew Trocki wzywał do ponownego marszu na Warszawę. Stopniowo siły obu stron wyczerpały się, a linia frontu się ustabilizowała. W Rydze podpisano wstępne porozumienie, na mocy którego Galicja i Wołyń przechodziły do Polski, a ziemie białoruskie dzielono na pół (Mińsk pozostawał pod jurysdykcją czerwonych). W powiecie słuckim, przez który przechodziła linia frontu, została proklamowana Białoruska Republika Ludowa, którą Piłsudski początkowo poparł. Z Rosjan walczących po stronie Polski sformowano Rosyjską Armię Ludową z Borysem Sawinkowem i Stanisławem Bułak-Bałachowiczem na czele. Armia ta przekroczyła linię frontu i próbowała zająć białoruskie Polesie, ale została rozbita przez wojska radzieckie.
18 marca 1921 roku strony podpisały traktat ryski. Bolszewicy bardzo się spieszyli: w Rosji Radzieckiej było niespokojnie, przez kraj przetaczała się fala buntów chłopskich, zbuntował się Kronsztad. Poza tym w tych dniach zostały zawarte umowy o sojuszu wojskowym Polski z Francją i Rumunią. Na mocy traktatu ryskiego Rosja Radziecka w ciągu roku miała wypłacić Polsce kontrybucję w wysokości 30 mln złotych rubli i przekazać majątek wartości 18 milionów (warunek wypłaty kontrybucji nie został przez Rosję dotrzymany – przyp. FORUM). Warunki pokoju były dla Rosji ogromnie trudne, bodaj najtrudniejsze od czasów Smuty. Po stronie polskiej też nie wszyscy byli zadowoleni z zapisów pokoju ryskiego. Nie udało się odtworzyć Rzeczypospolitej w granicach z 1772 roku. Piłsudski uważał traktat ryski za „przejaw tchórzostwa”.
Niewyciągnięte wnioski
Wojna polsko-rosyjska w sensie taktycznym była kontynuacją I wojny światowej i jednocześnie jej zaprzeczeniem. Od roku 1914 do 1918 przez większą część czasu walczące armie siedziały w okopach, przesunięcie linii frontu o kilka kilometrów kosztowało nierzadko kilkadziesiąt, a nawet kilkaset tysięcy ofiar. Na tym tle błyskawiczne marsze zarówno polskich, jak i rosyjskich wojsk w wojnie 1920 roku były czymś niesłychanym. Oficerowie, którzy brali udział w tej wojnie, o wiele lepiej zdawali sobie sprawę, jaka będzie następna. Wojskowe dowództwa w Wielkiej Brytanii i we Francji nadal jednak uważały, że kolejna wojna będzie znowu wojną pozycyjną i najlepszym sposobem na pokonanie Niemców będzie zbudowanie długich linii obrony, na których przeciwnik się zatrzyma. Jedynie Charles de Gaulle przewidział, że w przyszłej wojnie wojska będą się przemieszczać szybko, toteż główne role przypadną wojskom pancernym i lotnictwu. Niestety został wyśmiany. Niezależnie od de Gaulle’a do takich samych wniosków doszli dwaj uczestnicy wojny polsko-rosyjskiej: Polak Władysław Sikorski, w przyszłości premier polskiego rządu na wychodźstwie, i Michaił Tuchaczewski. Nie wszyscy jednak potrafili wyciągnąć właściwe wnioski. Piłsudski na przykład, pomny tego, jak doskonale w walkach z Sowietami radziła sobie kawaleria, wspierał jej rozwój. W rezultacie Polacy przystąpili do II wojny światowej z 11 brygadami kawalerii, które okazały się bezbronne wobec natarcia niemieckich czołgów.
Niemniej ważne były i polityczne lekcje wynikające z wojny polsko-rosyjskiej. Bolszewiccy przywódcy, ośmieleni zwycięstwami w wojnie domowej, w Polsce dostali poważną lekcję pokory. W latach 20. plany wzniecenia rewolucji światowej stopniowo ustąpiły miejsca planom „budowy socjalizmu w jednym kraju”. Ponadto wojna polsko-bolszewicka na długo zasiała ziarno nieufności wobec Europy Wschodniej – w stosunku i do bolszewickiej Rosji, i do Polski. Wojna pokazała, że i bolszewicy, i Polacy dążą do ekspansji. Dlatego w czasie czechosłowackiego kryzysu w 1938 roku Polska i Rumunia stanowczo odmówiły przepuszczenia wojsk, które ZSRR był gotów wysłać na pomoc Czechosłowacji – przeważyły obawy o to, że wojska zostaną tam na dłużej.
Został pogrzebany również projekt Międzymorza – Litwa nie mogła wybaczyć Polakom zajęcia Wilna, Czechosłowacy bali się o Zaolzie (które Polacy odbiorą w 1938 roku z pomocą Hitlera), a Ukraińcy nie pogodzili się z polską władzą. Wszystkie te czynniki odegrają potem rolę w kształtowaniu sytuacji, która doprowadzi do wybuchu II wojny światowej.
Autor jest rosyjskim historykiem, specjalizuje się w XX-wiecznych dziejach Rosji, wykłada na Moskiewskim Uniwersytecie Państwowym im. Łomonosowa (MGU) oraz na Prawosławnym Uniwersytetu Humanistycznym.