Z królem Kambodży Norodomem Sihamonim najlepiej rozmawiać po czesku. Jest to język jego szczęśliwej młodości, jeden z czterech, którymi biegle włada. Jego ojciec Norodom Sihanouk był chyba jedyną na świecie koronowaną głową zarażoną bakcylem komunizmu. Gdy Sihamoni, jedyne dziecko z prawego łoża, ukończył dziewięć lat, rodzice wysłali go do Czechosłowacji. Było to w 1962 r. Po maturze królewicz został w Pradze, studiując balet i choreografię na tamtejszej Akademii Muzycznej. Dyplom reżysera filmowego zdobył w Korei Północnej. Następne 20 lat spędził w Paryżu jako teoretyk i nauczyciel tańców klasycznych.
W stolicy Kambodży Phnom Penh zostawił czternaścioro przyrodniego rodzeństwa. Jego tata miał nie tylko słabość do lewicowych ideologii, ale także do pięknych kobiet. O synu, który zasiadł na tronie przed sześciu laty, powiadają, że „kocha kobiety jak siostry”. Nie ma to wpływu na politykę wewnętrzną, bo Kambodża nie jest monarchią dynastyczną; króla wybiera 14-osobowa Rada Koronna, a krajem rządzi premier. Norodom Sihamoni może swój czas poświęcać temu, co najbardziej lubi: narodowemu tańcowi apsara.
Gdy kilka tygodni temu amerykański statek „Mercy” zarzucił kotwicę w Sihanoukville, Jego Królewska Mość stał na portowym nabrzeżu czekając, aż potężne dźwigi wydobędą z luków wiotkie postaci tancerek apsara. Tyle tylko, że każda z nich wykuta była z czerwonego piaskowca i ważyła kilka ton. Kiedyś stanowiły część wspaniałych rzeźb, zdobiących jedną ze świątyń starożytnej stolicy imperium Khmerów, Angkoru. Nie wiadomo, kiedy padły łupem rabusiów, od dziesięcioleci grasujących w poszukiwaniu łatwego zarobku.