Protokoły z pola walki, ujawnione przez portal WikiLeaks, dowodzą, że wojsko jednak liczyło, a wyników nie podawano zapewne dlatego, że przekraczały najśmielsze szacunki organizacji monitorujących skutki wojny. Wskutek inwazji i wywołanej nią wojny domowej w Iraku zginęło 66 tys. cywilów. Dla porównania: łączne straty wojsk koalicji antysaddamowskiej wyniosły 4746 żołnierzy. Każdemu urządzono pogrzeb z honorami, podczas gdy tysiącom niewinnych Irakijczyków odmówiono nawet miejsca w statystykach.
Nie od dziś wiadomo, że cywile są najliczniejszymi ofiarami wojen – powiedzą jedni. Ale ta wojna miała Irakijczyków wyzwolić, przynieść im demokrację i prawa człowieka – dlatego obalenie Saddama poparła swego czasu duża część zachodnich elit, także w Polsce. Zamiast tego przyniosła eksplozję przemocy (większość cywilów zginęła w wojnie domowej między szyitami a sunnitami) i łamanie praw człowieka na skalę niespotykaną nawet w czasach Saddama. Nowa iracka policja i wojsko, w większości szyickie, notorycznie torturowały, a niekiedy mordowały sunnickich aresztantów i jeńców. Wojska koalicji, jak pokazują dokumenty z WikiLeaks, zadowalały się odnotowywaniem tych przypadków.
To wszystko straszne, ale na szczęście wojna w Iraku już się skończyła – powiedzą inni. Warto zapytać, czym się skończyła? Od marcowych wyborów Irak nie ma rządu, bo sami szyici nie są w stanie wybrać premiera, a od formalnego wycofania wojsk amerykańskich pod koniec sierpnia znowu rośnie liczba zamachów. Niewydolność demokracji i spadek bezpieczeństwa sprzyjają rządom twardej ręki – powrót dyktatury to dziś najbardziej prawdopodobny scenariusz dla Iraku. Z tą tylko różnicą względem czasów Saddama, że tym razem będzie to dyktatura szyicka, zaprzyjaźniona z wrogim Ameryce Iranem.