Żadne morderstwo od czasu sprawy O.J. Simpsona nie pociągnęło za sobą takiej histerii mediów, takiego zaangażowania opinii publicznej, nawet polityków, i to po obu stronach Atlantyku. Przyczyn można szukać w piorunującej mieszance domniemanych okoliczności tragedii, jakby żywcem wyjętych z kasowego thrillera: morze krwi, seks, narkotyki, seans satanistyczny, młoda, piękna i występna femme fatale. Z pewnością swój wpływ miało międzynarodowe pochodzenie osób dramatu: niewinna brytyjska ofiara przeciwko trójce cynicznych zabójców z USA, Włoch i Wybrzeża Kości Słoniowej.
Ofiara mediów
O rozgłosie zadecydowało jednak bezprecedensowe i świadome wciągnięcie w sprawę mediów – zarówno przez włoską policję i prokuraturę, jak rodzinę i przyjaciół Amandy Knox. W efekcie o zbrodni napisano już kilkanaście książek, tysiące artykułów i zrealizowano setki programów telewizyjnych. Niebawem będzie można obejrzeć dwa filmy fabularne. Tyle że nikt nie wie, co naprawdę stało się feralnej nocy z 1 na 2 listopada 2007 r. Ma to wyjaśnić proces apelacyjny, który rusza 24 listopada. A wraz z nim kolejna fala książek i szaleństwa medialnego.
Policja przybyła pod „dom horroru” w południe 2 listopada, by wyjaśnić, co robią dwa telefony komórkowe na trawniku sąsiedniej posesji. Jak się potem okazało, należały do ofiary, brytyjskiej studentki Meredith Kercher, która mieszkała z Amandą i dwiema włoskimi studentkami na pierwszym piętrze. Przed domem byli już Amanda i jej nowo poznany chłopak Raffaele Sollecito. Wyjaśnili, że spędzili noc w mieszkaniu Włocha, a teraz nie chcą wchodzić do środka, bo najwyraźniej ktoś się włamał, o czym miało świadczyć wybite okno na pierwszym piętrze. Policjanci weszli do pustego mieszkania. Wyważyli drzwi do pokoju Brytyjki i znaleźli ją martwą na podłodze w kałuży krwi.