To wyglądało prawie jak zmiana warty w Pałacu Elizejskim. Nicolas Sarkozy i Dominique Strauss-Kahn wychodzą na schody, by uścisnąć sobie ręce przed kamerami, po bokach gwardziści z szablami w galowych mundurach jak na powitanie głowy państwa. Jeden gest mówi więcej niż słowa: dyrektor MFW żegna się z prezydentem Francji, trzymając rękę w kieszeni. Gdy Sarkozy znika w pałacu, druga też ląduje w spodniach, a Strauss-Kahn schodzi do dziennikarzy, jakby już tu urzędował. „Rozmawialiśmy z prezydentem o jego programie na szczyt G20. Jest ambitny i w wielu punktach dotyczy MFW. Każdy z nas będzie pracował na swoim miejscu” – mówi mediom.
Popularny pragmatyk
Od czasów Jacquesa Delorsa żaden Francuz nie miał takiego wpływu na światową gospodarkę. Bankrutujące rządy przychodzą do niego po pomoc, światowe potęgi zasięgają jego opinii, media śledzą każdą podróż, szukając zapowiedzi nowych działań ratunkowych. Kryzys katapultował MFW na pierwsze strony gazet, ale to dzięki Strauss-Kahnowi fundusz zajmuje centralne miejsce w nowym ładzie gospodarczym, jaki rodzi się na szczytach G20. Mówiący po angielsku i niemiecku, do tego dowcipny i bezpośredni – szef MFW podważa stereotyp zadufanego Francuza. Co nie przeszkadza mu delektować się nowo zdobytą pozycją i zainteresowaniem.
Korpulentny 61-latek z młodzieńczym uśmiechem jest dziś najpopularniejszym politykiem Francji. Wyborcy lewicy wskazują go jako najlepszego kandydata na prezydenta w 2012 r., mało tego, według ostatnich sondaży bije Sarkozy’ego w drugiej turze przewagą 62 do 38 proc. głosów. Sam zainteresowany nie mówi nie, ale też nie ogłosił swojej kandydatury – wie, że gdy tylko to zrobi, będzie musiał ustąpić z MFW.