Świat

Dyktatorzy pod lawiną

Ameryka Łacińska: Kara dla dyktatora

Dyktatorzy z Ameryki Łacinskiej zaczynali kariere jako wojskowi. Na zdjęciu chilijski dyktator gen. Augusto Pionochet z 25 listopada 1995 r. zdmuchuje świecę na torcie urodzinowym w swoje 80. urodziny w Santiago. Dyktatorzy z Ameryki Łacinskiej zaczynali kariere jako wojskowi. Na zdjęciu chilijski dyktator gen. Augusto Pionochet z 25 listopada 1995 r. zdmuchuje świecę na torcie urodzinowym w swoje 80. urodziny w Santiago. EPA / PAP
Zima ludów w państwach arabskich chce rozliczenia z tamtejszymi reżimami. W Ameryce Łacińskiej, chociaż junty upadły już dawno, proces dochodzenia sprawiedliwości trwa do dzisiaj.
Jorge Videlę, byłego dyktatora Argentyny, skazano na dożywocie. Nie zdążył, jak Pinochet, umrzeć w porę, żeby uniknąć sprawiedliwości.EPA/STR/PAP Jorge Videlę, byłego dyktatora Argentyny, skazano na dożywocie. Nie zdążył, jak Pinochet, umrzeć w porę, żeby uniknąć sprawiedliwości.
Hugo Banzer w Boliwii, zanim ogłosił się szefem junty, również był zawodowym wojskowym.Rickey Rogers/Reuters/Forum Hugo Banzer w Boliwii, zanim ogłosił się szefem junty, również był zawodowym wojskowym.
Dawniej dyktatorzy jak Alfredo Stroessner (Paragwaj) mogli spokojnie dożywać swoich dni na emigracji. Dzisiaj stanowiska państwowe coraz rzadziej stanowią gwarancję bezkarności.Stringer/Reuters/Forum Dawniej dyktatorzy jak Alfredo Stroessner (Paragwaj) mogli spokojnie dożywać swoich dni na emigracji. Dzisiaj stanowiska państwowe coraz rzadziej stanowią gwarancję bezkarności.

Kolejną ofiarą Temidy został Jorge Videla, były dyktator Argentyny, już w drugiej sprawie skazano go na dożywocie. Nie zdążył, jak Pinochet, umrzeć w porę, żeby uniknąć sprawiedliwości, a podobnie jak jego chilijski odpowiednik pozostał do końca nieugięty. Generał Jorge Videla, tak jak Augusto Pinochet w Chile czy Hugo Banzer w Boliwii, zanim ogłosił się szefem junty, był zawodowym wojskowym. W 1976 r. stanął na czele zamachu stanu. Podobnie jak w innych krajach Ameryki Łacińskiej w czasie zimnej wojny wojsko – z błogosławieństwem USA – przejęło władzę, by skuteczniej walczyć z lewicową partyzantką oraz zapobiec rosnącym wpływom Kuby i ZSRR na kontynencie.

Stopień okrucieństwa był różny. Najmniejszy w Brazylii, gdzie za zaginione uznano kilkaset osób, największy zaś w Argentynie, gdzie liczba ofiar według Krajowej Komisji do Spraw Zaginionych wynosi blisko 9 tys. Junta argentyńska była najbardziej brutalna: porwania, tortury, masowe egzekucje, zrzucanie torturowanych z helikopterów do morza, odbieranie rodzicom niemowląt – takie były ołowiane lata. Junta oddała władzę w 1983 r., upokorzona sromotną klęską w wywołanej przez siebie wojnie o Falklandy z Wielką Brytanią.

Problem winy i kary

Po upadku dyktatury wszystkie kraje stanęły wobec fundamentalnych kwestii: prawdy, winy, zbrodni, kary, sprawiedliwości. Z reguły reżimy dyktatorskie odchodziły stopniowo na mocy rozmaitych porozumień, pisanych i niepisanych, zachowując wiele wpływowych stanowisk w siłach zbrojnych, w aparacie państwowym, w tym w wymiarze sprawiedliwości, służbach specjalnych, gospodarce i mediach. Najważniejszy dziennik chilijski „El Mercurio” był tubą Pinocheta. Dawne reżimy zachowały także poparcie wpływowej części społeczeństwa.

Dlatego w żadnym kraju przechodzącym transformację – od Hiszpanii i Polski po Argentynę i Chile  nie udało się definitywnie rozwiązać problemu winy i kary. Wszędzie toczy się spór pomiędzy zwolennikami przebaczenia i pojednania a tymi, którzy chcą prawdy i sprawiedliwości. Problem ten może dotyczyć także braci Castro, jeśli dożyją transformacji.

Na ogół funkcjonariusze upadających reżimów mieli obiecaną amnestię. Pierwszy prezydent demokratycznej Argentyny, lewicujący Raul Alfonsin, powołał co prawda komisję prawdy zwaną Nigdy Więcej, a przywódcy junty zostali skazani za łamanie praw człowieka (Jorge Videla na dożywocie), ale młyny sprawiedliwości zostały zatrzymane przez następnego prezydenta. Carlos Menem, który przejął władzę w 1989 r., ułaskawił  pod naciskiem prawicy i wobec groźby kolejnego zamachu wojskowego 280 skazanych funkcjonariuszy dyktatury (ale nie generała Videlę). Parlament zaś przyjął dwie ważne ustawy: El Punto Final (Koniec. Kropka.) i Obediencia Debida (Należne posłuszeństwo), czyli koniec z rozrachunkami, posłuszne wykonywanie rozkazów usprawiedliwia wszystko.

Dyktatorzy pod kluczem

Zbrodniarze w mundurach nie zaznali jednak spokoju. Pokrzywdzeni oraz ich rodziny domagali się sprawiedliwości, rosła świadomość praw człowieka oraz wiedza o zbrodniach reżimu. Coraz częściej na światło dzienne wypływały relacje świadków i uczestników (w tym rozłączonych dzieci i rodziców), za granicą działali prawnicy oraz pełnomocnicy rodzin, w Wielkiej Brytanii aresztowano Augusto Pinocheta, a w Niemczech, Hiszpanii i innych państwach Unii Europejskiej domagano się jego ekstradycji – wszystko to spowodowało stopniowy odwrót od polityki pojednania rozumianej jako przemilczenie przeszłości. W 2003 r. prezydentem Argentyny został Nestor Kirchner, a cztery lata później – jego żona Christina Kirchner, oboje lewicujący peroniści. Przeważyli oni szalę na korzyść sprawiedliwości. Jak pisze korespondent Associated Press, „po zorkiestrowanej kampanii na rzecz reformy wymiaru sprawiedliwości, pełnego sędziów z czasów dyktatury”, w latach 2003–07 Sąd Najwyższy uznał obie ustawy za sprzeczne z konstytucją, a parlament je unieważnił.

W ciągu następnych pięciu lat wznowiono lub rozpoczęto kilkadziesiąt procesów, w tym głośny proces sprawców zbrodni w Campo de Mayo – jednostce wojskowej położonej niedaleko Buenos Aires, przez którą przewinęło się kilka tysięcy ofiar. Skazano na dożywocie 86-letniego byłego generała Santiago Riverosa, ówczesnego dowódcę IV okręgu wojskowego, a kilku innym oficerom i policjantom zasądzono kary długoletniego więzienia.

Riverosa skazano m.in. za nielegalne przetrzymywanie, torturowanie oraz zabójstwo 14-letniego Floreala Avellanedy, zwanego el Negrito (Murzynek). Kilka tygodni po zamachu w 1976 r. wojskowi wtargnęli do mieszkania rodziny Floreala. Jego ojciec był robotnikiem, działaczem związkowym na terenie fabryki, organa bezpieczeństwa uznały go więc za „bojownika”. Krytycznego ranka nie było go jednak w domu. Wojskowi ukradli więc oszczędności rodziny i aresztowali Floreala oraz jego matkę  podejrzaną o sympatie komunistyczne. Już na komisariacie nastolatek i jego matka byli bici i torturowani. Matka usłyszała głos syna: „Tato uciekł!”. Oboje zostali przewiezieni do el campito („obozik” na terenie Campo de Mayo). Ciało Floreala zostało wyrzucone przez Rio del Plata 15 maja 1976 r., w dniu jego urodzin, miesiąc po aresztowaniu. Matka była jeszcze torturowana i przetrzymywana dwa lata.

W ostatnich latach w Argentynie skazano ponad stu funkcjonariuszy dyktatury, setki innych oczekują w więzieniach, aresztach domowych lub na wolności na wznowienie lub rozpoczęcie ich spraw. Na Jorge Videli ciąży pięć wyroków, w tym dwa dożywocia. Uznany został winnym śmierci 31 osób, w większości studentów związanych z lewicową partyzantką, którzy byli przetrzymywani w tajnym ośrodku w Cordobie. Poddawano ich elektrowstrząsom, podtapianiu, katowano i gwałcono, a ostatecznie zamordowano. 85-letni Videla, który cieszy się dobrym zdrowiem, idzie w zaparte. Wygłosił płomienne „ostatnie słowo”, trwające blisko godzinę. Powiedział, że czuje się ofiarą „rewizji historii”, gdyż w rzeczywistości toczył „wojnę sprawiedliwą”, bronił „chrześcijańskiej, konserwatywnej Argentyny przed przekształceniem w państwo marksistowskie”. W czytelnej aluzji do rządu Cristiny Kirchner powiedział, że „wrogowie pokonani wczoraj osiągnęli swój cel i dzisiaj rządzą”. Wziął na siebie całą odpowiedzialność, jego podwładni  powiedział – wykonywali tylko rozkazy. Uznał, że właściwy dla rozpatrywania jego sprawy byłby sąd wojskowy, a nie cywilny.

Generała Videlę czekają teraz kolejne procesy, m.in. za odebranie 33 niemowląt urodzonych w więzieniu ich prawowitym rodzicom i przywłaszczenie ich przez rodziny związane z reżimem. Łącznie los ten spotkał około 500 dzieci, dotychczas ustalono tożsamość około stu spośród nich.

 

 

Pod presją

Procesy Videli to ważny fragment lawiny sprawiedliwości w krajach transformacji. Amerykańska specjalistka, autorka prac o dyktaturze w Argentynie Kathryn Sikkink w książce „Lawina sprawiedliwości” (tytuł oryginału: „The Justice Cascade: Human Rights Trials and Change in World Politics”) pisze: „W latach 70., kiedy zamachy stanu mnożyły się w Ameryce Łacińskiej, nowi przywódcy wojskowi oraz ich cywilni przeciwnicy rzadko uświadamiali sobie, że funkcjonariusze państwowi mogą być pociągnięci do odpowiedzialności prawnej za swoje czyny. Generał Robert Viola, desygnowany na prezydenta Argentyny, podczas wizyty oficjalnej w Waszyngtonie powiedział: »Zwycięzców nikt nie sądzi«. (...) 40 lat później (...) stał przed sądem w Buenos Aires”.

Co zaszło w międzyczasie? Bezpośrednio po upadku dyktatur, to jest w latach 90., demokracja była zbyt krucha, wpływy zwolenników dawnego reżimu wciąż silne. Zwolennicy osądzenia reżimu obawiali się wzrostu napięcia i kolejnych zamachów stanu, nie mogli też zmusić sądów do działania po ich myśli. Znany chilijski prawnik i działacz opozycji demokratycznej José Zalaquett tak to widział: „Przywódcy polityczni nie mogą kierować się tylko swoimi przekonaniami, bez względu na realia, ponieważ w ostatecznym rachunku ich ideały mogą ucierpieć z powodu reakcji wojskowych”. Obawy, iż wymiar sprawiedliwości może wywołać bunt wojska, były nieuzasadnione, nie spełniły się w żadnym kraju, w którym byłych oprawców postawiono przed sądem.

Siły dawnego reżimu słabły, powoli następowały zmiany w wojsku, w służbach, w aparacie wymiaru sprawiedliwości. Przykład Grecji i Portugalii, gdzie dyktatury upadły w 1974 r. i machina sprawiedliwości zaczęła działać, pokazywał, że postawienie winnych przed sądem będzie możliwe. Po zakończeniu zimnej wojny parasol USA nad byłymi dyktatorami był coraz mniejszy. Nacisk Zachodu na przestrzeganie praw człowieka w obozie radzieckim zaczęto odczuwać również w Ameryce Łacińskiej. Waszyngton domagał się ukarania winnych zbrodni na terenie USA (np. zabójstwa byłego ministra chilijskiego), publikował tajne kiedyś dokumenty Departamentu Stanu. Narastała presja Unii Europejskiej.

Bez gwarancji

„Lawina sprawiedliwości nie była spontaniczna ani nie była wynikiem ewolucji prawa lub kultury w krajach, w których doszło do śledztw. Zmiany w świadomości były napędzane przez ruch praw człowieka. Zaczynało się od skoordynowanych wysiłków nielicznych grup działaczy – prawników, aktywistów, polityków  którzy wytrwale pracowali nad strategią i argumentami prawniczymi, zbierali dowody, poszukiwali świadków.

W takich krajach jak Grecja, Portugalia, Argentyna i Boliwia byli to przede wszystkim działacze krajowi. W przypadku Chile, Brazylii, Urugwaju i Południowej Afryki znaczną rolę odegrały kontakty międzynarodowe” – pisze Kathryn Sikkink.

I dodaje: „Nowy model odpowiedzialności kryminalnej wyłonił się w ciągu ostatnich 20 lat i w ostatnich latach rozwinął się dramatycznie szybciej niż model odpowiedzialności państwowej. Państwa zaczynają rozliczać ludzi, włącznie z szefami państw odpowiedzialnymi za łamanie praw człowieka. Tę zmianę i wzrost odpowiedzialności indywidualnej można śmiało nazwać lawiną sprawiedliwości”.

Dawniej tacy dyktatorzy jak Idi Amin (Uganda), Jean Claude Duvalier (Haiti) czy Alfredo Stroessner (Paragwaj) mogli spokojnie dożywać swoich dni na emigracji. Dzisiaj stanowiska państwowe coraz rzadziej stanowią gwarancję bezkarności. Ba, nawet były prezydent i wiceprezydent USA oraz minister obrony nie mają pewności, iż nie będą odpowiadać za to, że po 11 września wyrazili zgodę na stosowanie tortur i łamanie praw człowieka. Sprawiedliwość może upomnieć się nawet o ich sojuszników, choćby w Polsce. A wszystkiemu winna lawina sprawiedliwości.

Polityka 07.2011 (2794) z dnia 12.02.2011; Świat; s. 46
Oryginalny tytuł tekstu: "Dyktatorzy pod lawiną"
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Gra o tron u Zygmunta Solorza. Co dalej z Polsatem i całym jego imperium, kto tu walczy i o co

Gdyby Zygmunt Solorz postanowił po prostu wydziedziczyć troje swoich dzieci, a majątek przekazać nowej żonie, byłaby to prywatna sprawa rodziny. Ale sukcesja dotyczy całego imperium Solorza, awantura w rodzinie może je pogrążyć. Może mieć też skutki polityczne.

Joanna Solska
03.10.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną