Kolejną ofiarą Temidy został Jorge Videla, były dyktator Argentyny, już w drugiej sprawie skazano go na dożywocie. Nie zdążył, jak Pinochet, umrzeć w porę, żeby uniknąć sprawiedliwości, a podobnie jak jego chilijski odpowiednik pozostał do końca nieugięty. Generał Jorge Videla, tak jak Augusto Pinochet w Chile czy Hugo Banzer w Boliwii, zanim ogłosił się szefem junty, był zawodowym wojskowym. W 1976 r. stanął na czele zamachu stanu. Podobnie jak w innych krajach Ameryki Łacińskiej w czasie zimnej wojny wojsko – z błogosławieństwem USA – przejęło władzę, by skuteczniej walczyć z lewicową partyzantką oraz zapobiec rosnącym wpływom Kuby i ZSRR na kontynencie.
Stopień okrucieństwa był różny. Najmniejszy w Brazylii, gdzie za zaginione uznano kilkaset osób, największy zaś w Argentynie, gdzie liczba ofiar według Krajowej Komisji do Spraw Zaginionych wynosi blisko 9 tys. Junta argentyńska była najbardziej brutalna: porwania, tortury, masowe egzekucje, zrzucanie torturowanych z helikopterów do morza, odbieranie rodzicom niemowląt – takie były ołowiane lata. Junta oddała władzę w 1983 r., upokorzona sromotną klęską w wywołanej przez siebie wojnie o Falklandy z Wielką Brytanią.
Problem winy i kary
Po upadku dyktatury wszystkie kraje stanęły wobec fundamentalnych kwestii: prawdy, winy, zbrodni, kary, sprawiedliwości. Z reguły reżimy dyktatorskie odchodziły stopniowo na mocy rozmaitych porozumień, pisanych i niepisanych, zachowując wiele wpływowych stanowisk w siłach zbrojnych, w aparacie państwowym, w tym w wymiarze sprawiedliwości, służbach specjalnych, gospodarce i mediach.