Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Świat

Pierwszy raz byłem królem

Rozmowa z Colinem Firthem

Kadr z filmu „Jak zostać królem”. Kadr z filmu „Jak zostać królem”. materiały prasowe
Tegoroczny laureat Oscara, Colin Firth opowiada o tym, jak ważny jest dar pięknej wymowy i jak wiele można wyczytać z tego, w jaki sposób kto się wypowiada.

Dzień dobry panu.

Jak się pani miewa?

To ja chciałam o to pana zapytać. To musi być wyczerpujące – cały dzień rozmawiać o filmie o mówieniu.

No cóż...

„Jak zostać królem” to film, który był na ustach wszystkich - zarówno przy okazji Berlinale, jak i rozdania Oscarów, a może w ogóle w tym sezonie filmowym.

Tak. Jakoś wciąż media zajmują się nami.

Czy to zainteresowanie nie jest czymś niezwykłym, zważywszy jaki jest temat filmu: jąkający się król Jerzy VI?

Bo jest on postacią stosunkowo mało znaną. I jeśli chodzi o brytyjską historię wspominany jest praktycznie wyłącznie mimochodem, przy okazji opowiadania o właściwym następcy tronu, Edwardzie VIII.

Który po niecałym roku abdykował, żeby móc ożenić się z rozwódką skromnego pochodzenia, Amerykanką Wallis Simpson.

Właśnie. Tę historię zna u nas każdy. Żona Jerzego VI, Królowa Matka jest w Anglii chyba największą świętością narodową. On sam umarł w 1952 r., mnie na przykład nie było jeszcze wtedy na świecie. Moje pokolenie dowiadywało się o nim wyłącznie tego, że był mężem Królowej Matki. I że właściwie nie chciał zostać królem. No i że się jąkał.

Czy to nie wspaniałe, że ta rola przypadła właśnie panu? Kiedy mowa jest o jąkającym się brytyjskim dżentelmenie, jako pierwszy przychodzi na myśl Hugh Grant.

To prawda – wszystko dzięki temu, że tak autentycznie mamrotał w „Czterech weselach i pogrzebie”. Ale jednak to, co tam zaprezentował, to nie było jąkanie. Hugh zacina się w ten sposób całkiem umyślnie, w celach komediowych– i oczywiście nie w każdej roli.

Reklama