Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Świat

Atomowy kryzys w Japonii

Pora raz jeszcze porozmawiać o atomie

Na elektrownię Fukushima Daiishi zwrócone są teraz oczy całego świata. Na elektrownię Fukushima Daiishi zwrócone są teraz oczy całego świata. KEI / Wikipedia
Nie można już dłużej mówić, że w elektrowni jądrowej Fukushima Daiishi nic się nie stało. Stało się. Debata o bezpieczeństwie „prądu z atomu” rozgorzeje więc na nowo.

Obecna, tragiczna  sytuacja w japońskiej elektrowni po części wynika z technicznego zaawansowania Japończyków. Paradoksalnie. Japońskie elektrownie należą do najnowocześniejszych i najbardziej bezpiecznych na świecie, a ponieważ w kraju tym trzęsienia ziemi są na porządku dziennym,  wszystkie instalacje atomowe wyposażono w automatyczny system wyłączania pracy reaktorów w chwili, gdy ziemia w Japonii lub w jej pobliżu się zatrzęsie. Jednak wyłączenie pracy reaktora wymaga rozpoczęcie jego natychmiastowego chłodzenia. Reaktora nie można ot tak wyłączyć, jak silnika samochodowego. Ogromna energia, produkowana w stosie, normalnie wykorzystywana do produkcji ciepła i napędzania turbin elektrycznych, po wyłączeniu musi być opanowana. Temu właśnie służy chłodzenie.

Niestety, nie przewidziano,  że wstrząsom sejsmicznym mogą towarzyszyć wielkie fale tsunami (chociaż  akurat Japończycy powinni byli to przewidzieć). Po wyłączeniu reaktorów w Fukushima Daiichi zaczęto schładzanie, jednak tę pracę zaburzyło tsunami. Instalacje schładzające zostały po prostu zniszczone wielką falą.

Natychmiast zarządzono chłodzenie awaryjne. Polega ono na pompowaniu do reaktora ogromnych ilości wody morskiej. To już przesądziło o losie elektrowni w Fukushima, bo jej urządzenia nie będą mogły być więcej eksploatowane. Woda morska wywołuje korozję i niszczy reaktor.

W sobotę doszło do wybuchu wodoru w reaktorze numer  1. Osłona reaktora nie została naruszona,  ilość substancji radioaktywnych wokół elektrowni nie wzrosła istotnie, ale władze postanowiły ewakuować  180 tys. osób  z okolic Fukushima, poza 20-kilometrową strefę bezpieczeństwa. Premier Japonii nazwał wtedy obecny kryzys japoński – w tym pogarszającą się sytuację w Fukushima – największym kryzysem, jaki kraj ten przechodzi od czasów II wojny światowej.

Reklama