Wojny nie dało się uniknąć; konflikt narastał i zmierzał do nieuchronnego starcia. Przewidział ją już ćwierć wieku wcześniej Alexis de Tocqueville pisząc, że Amerykę czeka „najstraszliwsza z wojen domowych”. Ojcowie założyciele, choć sami posiadali niewolników, jak Thomas Jefferson, mieli świadomość zła. Podobnie jak późniejsi przywódcy, którzy zniesieniem niewolnictwa próbowali warunkować przyjęcie do Unii na prawach stanów nowych terytoriów, jak Missouri i Kansas. Było ono jednak podstawą gospodarki USA, kraju wówczas rolniczego, szczególnie na Południu, gdzie na plantacjach bawełny, trzciny cukrowej i tytoniu pracowało prawie 90 proc. niewolników. Wysokie ceny tych produktów zapewniały właścicielom plantacji ogromne dochody.
Zniewolenie Murzynów, uzasadniane wyższością białej rasy, sankcjonowała konstytucja, która uznawała niewolnika za trzy piąte osoby, zabraniała uwalniania zbiegłych Murzynów i nakazywała ich zwrot właścicielom „na żądanie”. Zmiana konstytucji wymagała dwóch trzecich głosów w Kongresie i zatwierdzenia przez trzy czwarte stanów. Tymczasem do wojny liczba stanów wolnych odpowiadała mniej więcej liczbie niewolniczych. Dlatego pokojowa likwidacja niewolnictwa nie wchodziła w grę.
Północ-południe
W połowie XIX w. pogłębiała się przepaść między rolniczym Południem a stopniowo uprzemysławiającą się Północą i zaostrzał spór między abolicjonistami, przeciwnymi niewolnictwu, a obrońcami status quo. Plantatorzy liczyli na ekspansję swoich upraw na bezkresnych terenach zachodniego pogranicza.