Viktor Orbán był symbolem nadziei po fatalnych rządach lewicy.
Węgrzy są narodem spragnionym szacunku i chwały, dlatego mogą stać się łatwym łupem każdego, kto im to obieca. Ów głód można tłumaczyć latami upokorzeń. Na Węgrzech utrzymuje się nastrój rozpaczy, a Orbán potrafi przedstawić się jako ktoś, kto wie, czego chce. Twierdzi, że jest gotów poświęcić swoje życie, aby zmienić Węgry w lepszy kraj. To Węgrom imponuje, chociaż wielu z nich popiera go nie z powodu jego programu, ale z braku innego pomysłu.
A socjaliści i liberałowie?
Po ośmiu latach ich rządów liberalizm i lewicowość rozpadły się na kawałki, a w tej próżni nikt nie jest w stanie sformułować nowego programu. Zresztą, tak naprawdę, socjaliści chcieli podobnych zmian co Fidesz, tylko się nie odważyli.
Największym problemem jest jednak brak charyzmatycznego lidera. Były socjalistyczny premier Ferenc Gyurcsány miał bystry umysł, autorytarną osobowość i duże zdolności retoryczne. Jednak został znienawidzony przez część Węgrów. Co mogą zaoferować socjaliści i liberałowie? Teraz to nudni, zmęczeni politycy bez siły i charakteru.
W Europie krytykowano przyjęcie słynnej ustawy medialnej. Jednak wielu intelektualistów oburzała reakcja zachodnich mediów, które porównywały Orbána do Hitlera i Łukaszenki.
W różnych okresach historycznych byliśmy atakowani przez Turków, Austriaków, Rosjan, Niemców i Sowietów. I nikt nie pospieszył nam z pomocą. Czego więc oczekujemy teraz?