Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Świat

Ile siły na zamiary?

SYLWETKA: Barack Obama

Obama po Bushu, czyli kowboja z Teksasu zastąpił intelektualista. Obama po Bushu, czyli kowboja z Teksasu zastąpił intelektualista. Pete Souza / White House
Barack Obama miał być przywódcą, który zapewni pojednanie wielokolorowej Ameryki, przeobrazi kraj i zmieni politykę zagraniczną. Co mu się udało?
Przemawia do ich umysłów, a nie do serc. Kontakt emocjonalny się skończył - uważa Charles Kupchan, politolog z Uniwersytetu Georgetown.Jewel Samad/AFP/East News Przemawia do ich umysłów, a nie do serc. Kontakt emocjonalny się skończył - uważa Charles Kupchan, politolog z Uniwersytetu Georgetown.

Oczekiwania rewolucyjnych zmian były zrozumiałe. Nowy prezydent był przeciwieństwem swego poprzednika. Kowboja z Teksasu o religijno-konserwatywnym światopoglądzie i niezachwianym przekonaniu o dziejowej misji Ameryki zastąpił polityk intelektualista, uformowany w kręgach lewicy, sceptycznie odnoszącej się do amerykańskiej wyjątkowości. Jego życiorys sugerował osobowość outsidera: całe życie szukał swej tożsamości, wędrując z samotną matką z kraju do kraju, z miasta do miasta, poprzez kultury i środowiska, by odnaleźć się w kosmopolitycznym Chicago. Pisano: pierwszy prezydent globalny.

Zdawał się właściwym przywódcą na czasy, w jakich znajdowała się wówczas Ameryka. W 2008 r. bezprecedensowy krach finansowy wtrącił kraj w recesję grożącą katastrofą na skalę kryzysu lat 30. Imperialna arogancja ekipy George’a W. Busha skłóciła USA ze światem muzułmańskim i popsuła stosunki z sojusznikami. Europa wieściła nieuchronny zmierzch Ameryki. A Obama obiecywał zmiany i dialog z nieprzyjaciółmi. Miał za sobą miliony młodych Amerykanów, porwanych jego innością i charyzmą.

Zaczął ambitnie; z programem reformy ochrony zdrowia, przestawienia gospodarki na niekonwencjonalne źródła energii, odnowienia infrastruktury i zmniejszenia nierówności dochodów. Szybko jednak okazało się, że większość Amerykanów nie chce zwiększenia roli rządu w gospodarce. Opór sił broniących status quo był tak silny, że prezydentowi udało się niewiele, i to nawet przez pierwsze dwa lata, kiedy miał za sobą demokratyczną większość w obu izbach legislatury.

Za największy sukces Obamy uchodzi reforma ochrony zdrowia, ale jej plusów na razie nie widać – astronomiczne koszty ubezpieczeń medycznych wzrosły za to jeszcze bardziej.

Polityka 22.2011 (2809) z dnia 24.05.2011; Świat; s. 44
Oryginalny tytuł tekstu: "Ile siły na zamiary?"
Reklama