Wawrzyniec Smoczyński: – Dlaczego Barack Obama przyjeżdża do Polski?
Andrew Michta: – Prezydent USA dawno nie był w Warszawie i chce pokazać, że Polska jest ważna. Celem tej wizyty jest wpisanie Europy Środkowej w szerszy plan amerykańskiej polityki zagranicznej. Polityka zagraniczna Obamy polega na tworzeniu sieci instytucji i stolic, które współpracują z Ameryką. Warszawa jest jedną z takich stolic, a sama Polska jest postrzegana coraz bardziej jako gracz wewnątrz Unii Europejskiej.
Czy rów między Ameryką a Europą został zasypany?
Mamy za sobą burzliwy okres. Jeśli porównamy nastroje wobec Ameryki na początku i na końcu prezydentury George’a Busha, to zobaczymy, że doszło wtedy do gwałtownego spadku sympatii: według danych Pew Global Attitudes Project, w Wielkiej Brytanii z 83 proc. w 2000 r. do 53 proc. w 2008 r., w Niemczech z 78 do 31 proc., w Polsce z 86 do 68 proc. Moment neokonserwatywny w polityce zagranicznej USA dogłębnie wstrząsnął stosunkami transatlantyckimi, jednocześnie na scenie międzynarodowej pojawili się nowi gracze.
Sama popularność prezydenta Obamy nie wystarczyła, by odrobić tę stratę i doprowadzić do pełnego zbliżenia między Stanami a Unią. Gdy objął urząd i zaczął na nowo mówić o polityce multilateralnej, poprawiła się atmosfera w stosunkach z Europą, ale rozbieżności interesów pozostały. Gdy poprosił o dodatkową pomoc w Afganistanie, odpowiedź była bardzo powściągliwa, niektóre kraje zaczęły się wręcz wycofywać przed terminem. Polska też odbyła tę dyskusję podczas kampanii prezydenckiej w ubiegłym roku.