Wyszli na ulice Madrytu, Barcelony, Walencji i kilkudziesięciu innych miast dwa tygodnie temu. Rozbili namioty, wywiesili transparenty: praca dla młodych, precz ze skorumpowanymi politykami. I hasła: jesteśmy ludźmi bez przyszłości, bez domu, bez emerytury. To ostatnie jest sygnałem, że protestują nie tylko młodzi, choć najbardziej widoczni są właśnie oni. Na początku próbuje ich usuwać policja. Następnego dnia na place przychodzi ich jeszcze więcej.
Detonatorem buntu była ustawa – przyjęta przez główne partie – w której mówi się o ochronie własności intelektualnej. Nowe prawo weszło w życie w marcu i utrudnia kopiowanie z Internetu muzyki, filmów, tekstów. Otwiera też furtkę do zamykania stron w sieci. Zdaniem protestujących ustawa blokuje wolny obieg kultury i jest formą cenzury.
Protest przeciwko ustawie był taką samą iskrą, jaką kilka miesięcy temu w Tunezji była próba samospalenia 26-letniego Mohammeda Bouaziziego – porównanie użyte „z całym szacunkiem” przez jednego z teoretyków buntu. Lecz na ulicach i placach o ustawie już się nie mówi – teraz chodzi o coś znacznie więcej. „Jesteśmy zwykłymi ludźmi – napisali w manifeście protestujący. – Jesteśmy tacy jak ty: wstajemy rano, żeby studiować, pracować, mamy rodziny i przyjaciół. Jesteśmy ludźmi pracy, którzy codziennie zarabiają na życie i lepszą przyszłość dla wszystkich wokół nas. Niektórzy z nas są bardziej progresywni, inni bardziej konserwatywni. Jedni są religijni, inni nie. Jedni są określeni politycznie, inni – apolityczni. Ale wszyscy jesteśmy zmartwieni i oburzeni tym, jak wygląda obecnie scena polityczna, system ekonomiczny i życie społeczne.