Co do tych ostatnich, pisał znany polityk niemiecki Egon Bahr, niegdyś prawa ręka Willy Brandta: „Gdyby miliardy i biliony dolarów dało się przeliczyć na tony, zawaliłyby się sklepienia w gmachu, w którym spotykają się panowie Rockefeller, Agnelli, Ford, Rothschild, Heinz i pomniejsi miliarderzy z prezydentami, ministrami, i innymi koryfeuszami, mającymi coś do powiedzenia dzięki swemu mózgowi lub swojej pozycji”
O tych corocznych spotkaniach świat dowiedział się stosunkowo niedawno, dzięki internetowi. Przedtem światowe agencje i największe wydawnictwa prasowe nie donosiły o konferencjach grupy Bilderberg – mimo że ich szefowie często bywali na nie zapraszani. Wszystkich uczestników obowiązywał jednak wymóg milczenia o tym, co było treścią spotkania i co tam mówiono.
Prawie jak w Eleusis
Konferencje Bilderbergu można by niemal porównać do tajemniczych, starożytnych Misteriów Eleuzyjskich. W Eleusis bywali wszyscy liczący się Grecy – ale co się tam działo, świat nie wie i nie dowie się już nigdy. Nikt z uczestników nie puścił pary z ust.
Nieco podobnie ma się sprawa z konferencjami grupy Bilderberg, które odbywają się od 1954 roku. Nazwa grupy pochodzi od hotelu w Holandii, w którym odbyło się pierwsze spotkanie. Zapraszał na nie holenderski książę Bernhard, małżonek królowej, osobiście powiązany z wielkim biznesem naftowym. Do niedawna wiadomo było tylko, że w konferencjach tradycyjnie bierze udział ok. 115 uczestników z Europy Zachodniej, USA i Kanady – a wśród nich koronowane głowy, prezydenci i premierzy, szefowie wielkich instytucji międzynarodowych, prezesi wielkich banków i korporacji, oraz wpływowi politycy, wydawcy, intelektualiści, starannie dobierani i zapraszani przez komitet organizacyjny („steering committee”).