Kiedy Witalij Kliczko przerwał treningi przed zapowiedzianą na 10 września walką z Tomaszem Adamkiem i przyjechał do Kijowa w geście poparcia wobec aresztowanej byłej premier Julii Tymoszenko, spodziewano się, że prezydent Janukowycz odpowie na apel mistrza, a sąd przyjmie jego poręczenie.
Janukowycz jednak nie usłuchał. Ale poparcie dla Kliczki wzrosło. W opublikowanym kilka dni temu przez Centrum Razumkowa ratingu polityków jego partia UDAR (ICIOS) – Ukraiński Demokratyczny Alians na rzecz Reform – może liczyć na blisko 6-proc. poparcie: gdyby wybory odbywały się dziś, znalazłaby się w ukraińskim parlamencie.
Witalij uważa, że autorytarne decyzje prezydenta oddalają Ukrainę od integracji z Europą, a ostry konflikt wewnętrzny może przeszkodzić również w organizacji Euro 2012. „Gdy w kraju trwa prawdziwy bój o wartości demokratyczne, nie mogę pozostać tylko obserwatorem” – napisał na swoim blogu na portalu słynnej opozycyjnej gazety internetowej „Ukraińska Prawda”. Już sam fakt obecności w gazecie zakładanej przez Georgija Gongadze ustawia Kliczkę na politycznej scenie. Chce reform, których na Ukrainie nie udało się tak na dobre zacząć. Mówi stop korupcji, alkoholizmowi, narkotykom. Jest bezkompromisowy: „Demokracja w naszym państwie nie utrzymała się nawet dwadzieścia lat i już jest tępiona” – pisze.
Poparli demokrację
Jeśli mówi o demokracji, ludzie mu wierzą, jeśli przekonuje, że miejsce Ukrainy jest w Unii, brzmi wiarygodnie. Jest obywatelem świata, ma domy w Hamburgu i Los Angeles. Zna demokratyczne standardy z autopsji. Sam lubi opowiadać, jak kiedyś w Niemczech zapłacił mandat za przekroczenie prędkości, choć policjantka go rozpoznała, a nawet poprosiła o autograf.