Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Świat

Co wolno ambasadorowi

Fotyga i WikiLeaks - okiem dyplomaty

W Polsce zapanowało oburzenie na temat depesz dyplomatycznych, które dotyczą postaci z pierwszych stron gazet. Oburza się ten, kto nie zna dyplomacji.

Szyfrowana depesza dyplomatyczna jest dokumentem tajnym. Jej treść to tajemnica państwowa. Autorem jest ambasador, czyli przedstawiciel głowy państwa reprezentujący jednocześnie premiera, ministrów, szefów instytucji centralnych, a w krajach o ugruntowanej tradycji demokratycznej - także opozycję. Treść depeszy ambasadora zna szyfrant, któremu wolno ją nadać jedynie do adresata. Nie może on, jeśli ma swoich własnych zwierzchników w centrali, informować ich o treści depeszy (o tym, kto w kraju zostanie poinformowany, zdecyduje adresat depeszy). Adresatem może być dyrektor gabinetu prezydenta czy premiera, minister lub dyrektor departamentu terytorialnego. Decydują oni, jak ma wyglądać lista zainteresowanych problematyką, o której mowa w depeszy. I według tej listy depesza jest rozsyłana dalej. Szyfrogram informuje o tym, co się stało, jak nadawca to ocenia i co z tego dla nas wynika.

Czasami depesza mówi o zagrożeniach dla bezpieczeństwa regionalnego, a niekiedy nawet powszechnego. O militarnych zamiarach kraju urzędowania, o stosunkach z sąsiadami, zwłaszcza jeśli są napięte, o gospodarczych możliwościach ekspansji ich i naszej, o przygotowaniach do wizyty dwustronnej, o potrzebie reakcji centrali na pewne zjawiska z punktu widzenia ambasadora niekorzystne zarówno dla nas, jak i dla sojuszników etc.

Często depesza przekazuje treść rozmowy nadawcy z kimś ważnym i wpływowym, czasami zawiera charakterystyki procesów wewnętrznych i postaci, na które trzeba zwrócić uwagę (rzadziej, od których tę uwagę należałoby odwrócić). Dość często korespondencja dyplomatyczna dotyczy kwestii prestiżowych nagród (np. Nobla), o które chcemy walczyć. Kiedy indziej omawia wizyty oficjalne z krajów trzecich, zwłaszcza nam niechętnych.

Reklama