Wyznania hakera anarchisty
Julian Assange przypomina o swoim istnieniu. Kim jest założyciel WikiLeaks?
Do tej pory ludzie mediów wyjaśniający zawikłane sprawy z obszarów styku polityki, sfery bankowej i przestępczości bazowali na źródłach z drugiej ręki. Byli albo przez kogoś informowani, albo zaopatrywani w wyselekcjonowane przez informatorów dokumenty. Assange postanowił pominąć dziennikarzy i zaczął informować czytelników za pomocą niezmąconych źródeł z pierwszej ręki, przekazując „czystą prawdę”. Z tej przyczyny założoną przez niego organizację zgłoszono do pokojowej Nagrody Nobla.
Amerykanie badają, czy dopuścił się przestępstwa, na przykład szpiegostwa, ale w świetle pierwszej poprawki do konstytucji, mówiącej o wolności słowa, Assange’a nie tak łatwo oskarżyć. Oskarżenie o gwałt w Szwecji też nie znalazło jeszcze finału w postaci procesu. Sprawa jest zagmatwana i mętna. I wymaga dziennikarstwa śledczego właśnie, bo bohater kluczy i mataczy.
Assange nie pierwszy raz ma kłopoty. Jako syn australijskich wagabundów chodził do 30 różnych szkół. Już jako nastolatek uzależnił się od komputera, z którym się nie rozstawał. A dziś jako utalentowany haker, genialny matematyk i zafascynowany mechaniką kwantową fizyk jest celem 120 specjalistów z Pentagonu i FBI, którzy chcą go przejąć lub zneutralizować. Należące do Wikileaks serwery schował w kilkunastu krajach na różnych kontynentach, natomiast depesze szyfruje wielostopniowo, więc nawet najnowszy sprzęt wywiadu amerykańskiego, który ma niemal nieograniczoną pamięć, będzie w stanie go namierzyć dopiero za kilka lat.
Assange ma poczucie, że zbawia świat. Z „Autobiografii” dowiadujemy się, że to, co robi, wynika z jego lewicowych przekonań.