Rajoy powinien zafundować Hiszpanom kilka niepopularnych reform, i to najlepiej - wszystkie naraz, bez względu na nastroje społeczne. Bo jak mówi jeden z hiszpańskich analityków, Hiszpania może jeszcze uniknąć katastrofy finansowej. Musi tylko wykonać manewr, który w amerykańskim futbolu nazywany jest „Zdrowaś Mario” i polega na tym, żeby w ostatniej chwili rzucić piłkę z dużej odległości, trafić i zdobyć punkt.
Hiszpania powinna dotrzymać zobowiązań unijnych, czyli w przyszłym roku zredukować deficyt budżetowy do 4,4 proc. PKB. Uda się to tylko wówczas, jeśli nowy rząd wprowadzi drastyczne cięcia w wydatkach publicznych i zaoszczędzi 30 mld euro (poprzednikom przez ostatni rok udało się oszczędzić 10 mld). Nie wiadomo jak to zrobią, bo w kampanii Rajoy zapowiadał obronę publicznej, darmowej edukacji i służby zdrowia.
Prawica musi też rozruszać gospodarkę. I tu znowu ten sam kłopot, bo w kampanii była mowa tylko o obniżeniu podatków, które według PP mają zachęcić przedsiębiorców do zakładania firm i tworzenia nowych miejsc pracy. A dziś to chyba już zbyt mało, żeby wprowadzić hiszpańską lokomotywę w ruch. Hiszpania - obok Irlandii, Grecji, Portugalii i Włoch - balansuje na krawędzi bankructwa. Wzrost gospodarczy kraju nie przekracza nawet 1 proc. Dochody hiszpańskich gospodarstw domowych spadły w tym roku o 4,4 proc. w porównaniu z rokiem poprzednim. Prawie 5 mln Hiszpanów jest bezrobotnych. W 1,3 mln rodzin żadna osoba nie pracuje. Bezrobocie przekroczyło 22 proc., a na skostniałym rynku pracy sprawia nie ma rotacji. Zwolnienie osoby mającej posadę jest bardzo kosztowne, w rezultacie jedna trzecia Hiszpanów trzyma się swoich stanowisk, a pozostali są skazani na prace sezonowe lub bezrobocie.
Prawica już raz postawiła Hiszpanię na nogi. Pod koniec lat 90. konserwatywny rząd Jose Marii Aznara wprowadził dyscyplinę finansową , dzięki której Madrytowi udało się spełnić kryteria wejścia do strefy euro. Ale czy podobna terapia szokowa teraz zadziała, nie wiadomo. Wcześniej Europa kwitła i cieszyła się dużym zaufaniem. Dziś niemal we wszystkich europejskich krajach jest recesja. Nowy rząd stoi więc przed trudnym zadaniem, bo Hiszpanie cierpliwości mają już coraz mniej, a sytuacja w kraju – jak sam Rajoy przyznawał w czasie kampanii – w ciągu jednej nocy się nie zmieni.