Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Świat

Na własność? A po co?

Czasy alterkonsumcji. Na własność? A po co?

Velib - publiczny system wynajmu rowerów w Paryżu. Velib - publiczny system wynajmu rowerów w Paryżu. LWY / Flickr CC by 2.0
Wypożyczaj – to dobry obyczaj. Francuzi rozumują tak samo jak cała reszta rozwiniętego świata: liczy się każdy pomysł, który pozwala nam zaoszczędzić pieniądze. Mówi się, że nastały czasy alterkonsumpcji. Czy święta własność wychodzi z mody?
Artykuł pochodzi z 48 numeru tygodnika FORUM, w kioskach od 28 listopada.Polityka Artykuł pochodzi z 48 numeru tygodnika FORUM, w kioskach od 28 listopada.

Mathieu nie ma roweru, a jednak po mieście wszędzie jeździ na dwóch kółkach – dzięki Velib’, publicznemu systemowi wynajmu rowerów, który istnieje w Paryżu od 2007 roku. Nie ma też samochodu ani pieniędzy, żeby korzystać z usług tradycyjnych wypożyczalni. Tak więc w najbliższy weekend wyjedzie za miasto autem należącym do Genevieve, z którą nawiązał kontakt przez internet, w serwisie Unevoiturealouer.com (Samochoddowynajecia.com), który umożliwia wynajem samochodów od prywatnych osób.

Mathieu niewiele dóbr posiada na własność, ale nauczył się korzystać z tego wszystkiego, co jest dziś powszechnie udostępniane. Na przykład przez władze samorządowe albo w serwisach internetowych, tworzących sieci powiązań między osobami, którym zależy na dzieleniu się posiadanymi produktami i wymienianiu między sobą usług… „Konsumpcja współpracująca” toruje sobie drogę w naszych czasach. I nie to zjawisko związane tylko z kryzysem, choć ten rzecz jasna ją stymuluje.

Klient do klienta

Po co kupować, skoro można wynająć? Dotyczy to prawie wszystkich produktów. Na przykład wózka dziecięcego, który można zamówić w serwisie Zilok.com, żeby przy zmianie miejsca pobytu nie wlec ze sobą własnej spacerówki. Albo markowej torebki, na którą nie byłoby nas stać, ale którą możemy dostać na pewien czas w swoje ręce dzięki serwisowi Sacdeluxe.com… Dziś powierza się nieznajomym nawet kluczyki do swojego samochodu, biorąc oczywiście za to określoną sumkę, ale po cenach o 40 proc. niższych niż na tradycyjnym rynku. Na tej fali płynie już całe mnóstwo internetowych serwisów typu „C to C” (ang. Customer to Customer), które idą w ślady wielkich pionierów, jakimi były strony Relay-Rides w Stanach Zjednoczonych i DriveMyCarRentals w Australii.

Reklama