Jonathan Banks w pośpiechu spakował walizki i wyjechał z Pakistanu w grudniu 2010 r. Nagle zdekonspirowany szef placówki CIA w Islamabadzie nie mógł już czuć się tu bezpiecznie. Kilka dni wcześniej jego nazwisko i funkcja znalazły się w pozwie sądowym wypełnionym przez Pakistańczyka, który stracił krewnych w atakach amerykańskich dronów. Kiedy sprawę nagłośniły pakistańskie media, Banks musiał zniknąć. Zdaniem wielu była to zemsta ISI – pakistańskiej agencji wywiadu – za wcześniejszy pozew w sądach amerykańskich złożony przez krewnych ofiar ataków terrorystycznych na Mumbaj w 2008 r. Wkrótce śladem Banksa mieli uciekać inni agenci CIA.
W styczniu 2011 r. jeden z nich – Raymond Davis – zastrzelił na ulicy w Lahore dwóch Pakistańczyków, po czym uciekając autem potrącił jeszcze trzecią osobę. Ujęty przez policję trafił przed sąd, gdzie musiał liczyć się z karą śmierci. Amerykanie przekonywali, że Davis był pracownikiem konsulatu USA chronionym immunitetem dyplomatycznym, a broni użył w obronie własnej podczas próby napadu rabunkowego, jednak mało kto w to uwierzył. Po dramatycznych negocjacjach Davis wyszedł na wolność w połowie marca i szybko wyjechał do USA. Jego uwolnienie kosztowało ponad 2 mln dol. – tzw. krwawych pieniędzy, czyli rekompensaty dla rodzin ofiar. I dodatkowo dymisję ministra spraw zagranicznych Mehmuda Kuresziego, który nie godził się na ugodę z USA. Emocje nie zdążyły jeszcze opaść, kiedy wybuchł jeszcze większy kryzys.
W maju w niedużym mieście garnizonowym Abbottabad, niedaleko stolicy Pakistanu, tajna akcja amerykańskich sił specjalnych Navy Seals zakończyła się zabójstwem przywódcy Al-Kaidy Osamy ibn Ladena.